129: Światło w Piśmie Świętym

Udostępnij

W tym odcinku moim gościem jest Pani dr Danuta Piekarz. W naszej rozmowie:
Zanurzymy się w biblijnych korzeniach pojęcia światła i jego znaczenia dla naszego życia duchowego. Odkryjemy, jak światłość jest potrzebna do życia, ale również dlaczego ciemność odgrywa ważną rolę w naszym życiu i duchowości. Zobaczymy też jak symbolikę światła można odnaleźć w życiu kościoła.
Zapraszam !!!

Danuta Piekarz, doktor teologii, biblista filolog po raz kolejny gości u mnie. Z panią Danutą mieliśmy okazję rozmawiać w odcinku sześćdziesiątym pierwszym o miłości utraconej, gdzie analizowaliśmy Pieśń nad pieśniami, oraz w odcinku siedemdziesiątym trzecim, w którym laliśmy wodę na temat podtopionych i ocalonych. W odcinku sto drugim rozmawialiśmy o narodzonym z wody i ducha.
Dziś będę miał przyjemność porozmawiać z Panią Danutą o kontekście światła w Piśmie Świętym. W Biblii mamy taki fragment, gdzie Pan Jezus mówi: Wy jesteście światłem świata. Zacznijmy więc od pradawnych dziejów, od Księgi Rodzaju, od tworzenia. Jak tam jest ukazane światło?

Dzień dobry, ja również bardzo się cieszę z dzisiejszego spotkania.
Światło jest ukazane jako pierwsze stworzenie. Bóg mówi: niech się stanie światło, a następnie Bóg oddziela je od ciemności. Niektórzy też podkreślają coś co jest niezwykle ciekawe w tych pierwszych dniach. Mianowicie jest stworzone coś, co jest jakby lepsze, Ale Bóg wcale nie usuwa tego czegoś drugiego. Przecież Bóg mógłby usunąć zupełnie ciemność. Tymczasem widać, że ciemność też jest do czegoś potrzebna.
Wyobraźmy sobie, gdyby nie było nocy, gdyby ciągle było jasno. W niektórych krajach mają taki problem, że jest ciągle jasno i nie można spać. Światłość jest potrzebna, ale jest też potrzebna ciemność. Z tym, że ta ciemność bardzo szybko będzie miała też pewne znaczenie negatywne. Ale póki co jesteśmy w tym porządku, powiedziałabym, biologiczno-fizycznym, kiedy światu są potrzebne i światło i ciemność.
Co jest bardzo zaskakujące, to to że obecnie specjaliści, którzy badają historię powstania świata odkryli, że pierwsze co zaistniało w ogóle, to było światło. Oczywiście jesteśmy dalecy od takiego myślenia, jak dawniej było modne: a jednak Pismo Święte ma rację. Nie o to nam tutaj chodzi, ale to jest znamienne.
Tak samo to, co niedawno nauka odkryła, że w momencie poczęcia człowieka, gdy łączą się pierwsze komórki, powstaje światło. Czyli światło jest jakby początkiem istnienia, początkiem życia. To nie przypadek, że ten natchniony autor ukazał Boga jako tego, który stwarza światło. Bóg widzi, że światło jest dobre, dlatego oddziela je od ciemności.

Czy to znaczenie światła, jako czegoś dobrego ciągnie się przez całe Pismo Święte? Czy za każdym razem, kiedy znajdujemy symbol światła, to jest coś dobrego?
Tak, nie przypominam sobie innego znaczenia. Owszem, może być palące słońce, ale należy zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Słońce i Księżyc będą stworzone dopiero później. Izraelici uważali, że istnieje taka światłość pierwotna, niezależna od Słońca i Księżyca.

Czyli nie połączona z gwiazdami?
Zgadza się. Światłość istnieje zanim Słońce i Księżyc zostają stworzone.

Czy kiedy mówimy o świetle w Piśmie Świętym, to są odwołania do księżyca i do słońca?
Najczęściej tak, bo później jednak zaczęto już kojarzyć światło pochodzące od słońca, księżyca czy ewentualnie gwiazd. Natomiast było też takie przekonanie, że istnieje jeszcze jakaś inna, bardzo pierwotna światłość.

Zastanawia mnie odniesie do słońca i księżyca jako Jezusa i Kościoła u któregoś ze starożytnych autorów i ewidentnie potrzebuję pomocy i rozwinięcia tej myśli.
Czym się różni Słońce od Księżyca? Słońce świeci własnym blaskiem, a Księżyc ma światło jedynie na zasadzie odbicia. I przez wieki mówiono, że Kościół realizuje tajemnicę księżyca – Misterium Lunae, czyli Kościół niesie światło, ale odbite światło Boga. Nie świeci własnym światłem, nie ma powodów, żeby mieć samo w sobie światło, ale daje światło, bo jest nim światło Boga.

W Ewangelii jest napisane: Wy jesteście światłością świata. Czy to zdanie odnosimy do nas samych?
To zdanie oznacza, że my jesteśmy tą światłością, a nie jesteśmy odbici. Warto się zastanowić dlaczego. Zauważmy, że Pan Jezus wcale nie mówi: gdy skończysz studia teologiczne, albo gdy osiągniesz dziesiąty stopień doskonałości wtedy będziesz światłością. Mówi do tych swoich prostych uczniów. Wiemy jacy oni byli, ewangeliści nam to określają bez owijania w bawełnę. Jezus mówi do nich: wy jesteście światłem świata. I to nawet nie tylko do apostołów, ale też do tej szerszej grupy, Jesteście światłem dlatego, że właśnie świecie moim światłem. Jesteście nim napełnieni.
Paweł by to ujął trochę inaczej, używając słowa pełnia. Bóg czy Chrystus jest pełnią, bo niesie w sobie pełnię, Kościół jest pełnią, bo jest napełniony.

Pociągnę ten wątek, bo w Ewangelii Pan Jezus mówi to do swoich uczniów, przede wszystkim do apostołów, ale mówi to też do Piotra, który się zapiera Pana Jezusa, mówi do Judasza, który go zdradził i który popełnił samobójstwo.
Tak, ale wcześniej nie wiadomo ile osób nawrócił. Zauważmy, skoro Judasz został skarbnikiem tego grona, to znaczy, że musiał być inteligentnym, mądrym człowiekiem, który budził zaufanie. Coś się wydarzyło w jego życiu, że popchnęło go do tego co zrobił, ale nie wiemy też ile dobra wcześniej zadziało się dzięki niemu. Przecież on też należał do tych, których Jezus wysyłał na wyprawy niskoemisyjne. On też należał do tych, którzy wracali i wołali z radością: złe duchy się nam poddają.

Jak to jest, że Pan Jezus zwraca się do mnie: Ty jesteś światłością świata? W jaki sposób ja świecę tym światłem? Czy muszę mieć jakąś łączność z Panem Jezusem, powinienem być jakoś doskonały, czy to się wydarza niezależnie ode mnie? Czy ja mam na to wpływ? Jakby Pani to na to patrzy?
Powiedziałabym, że potrzeba wszystkiego po trochu. Na pewno jest pewna część od nas zależna i część od nas niezależna. Trochę tak jak Pan Jezus mówił o królestwie Bożym, że jest jak ziarno i czy rolnik śpi, czy czuwa, ziarno i tak rośnie. Czyli moc Boża ma w sobie coś niezależnego od ludzkich wysiłków. Ale z drugiej strony na pewno też Pan Jezus liczy na naszą pracę i cieszy się, jeżeli tę współpracę podejmujemy, jeżeli się oczyszczamy.

Im bardziej się oczyścimy, tym bardziej możemy świecić. To jest tak trochę jak z brudnymi okularami. Jak okulary są brudne, to owszem, coś się widzi, ale to nie jest to samo.

Jak okulary są brudne, to mnie przede wszystkim głowa boli. Muszę je umyć od razu. Wróćmy do Pisma Świętego. Mamy taki fragment rozmowy z Nikodemem. Oni tam o światłości rozmawiają. Czy mógłbym poprosić o komentarz do tego fragmentu?
No właśnie, Pani Jezus mówi o przychodzeniu do światła. Zauważmy, że to jest właśnie to, co zrobił Nikodem i dobrze, że przed chwilą został przywołany Judasz, bo w Ewangelii Jana oni wykonują odwrotne ruchy. Nikodem nocą przychodzi do światła. Judasz był przy świetle, wychodzi z wieczernika, a była noc. Judasz opuszcza światło, żeby wejść w ciemność. Nikodem przychodzi do światła i Pan Jezus tłumaczy ciekawą, powiedziałabym wiecznie aktualną rzecz, dlaczego wielu ludzi ma tak wielkie opory z tym, żeby przyjść do Boga. Bo Bóg jest światłem, a oni mają świadomość, ile jest w nich też brudu. I oczywiście, wiadomo, że Bóg każdego kocha, każdego przygarnia, ale często właśnie ta świadomość brudu powoduje w ludziach odwrotny odruch. Będę unikać światła, żeby mój brud się nie pokazał, żebym nawet ja sam nie musiał sobie go uświadomić. Zauważmy jak często ludzie którzy znajdują różne bardzo niby mądre wymówki dlaczego oni odchodzą od kościoła zaczynają tak naprawdę od tego. Najpierw się zaczyna, równia pochyła moralna, a potem się szuka dogmatycznych wyjaśnień, skandali w kościele i różnych powodów. Tymczasem w gruncie rzeczy chodzi o lęk przed stanięciem przed światłem. To światło, które mi powie do końca jaki ja jestem. Mimo, że zrobi to z miłością, ale wiem, że jeżeli tam przyjdę, to zobaczy mój brud.

Czy wobec tego na światło mogę popatrzeć też z perspektywy prawdy?
Tak. Jak najbardziej prawdy i życia. Dla człowieka biblii światło kojarzy się zawsze z życiem. Oni przecież nie znali bakterii beztlenowych i temu podobnych stworków. Dla nich tylko tam mogło być życie, gdzie jest światło. Więc jeżeli żyję, żyję w świetle, jeżeli chcę poznać prawdę to prawda jest światłem.

Dla starożytnych światło było dużo bardziej cenne, niż dla nas.
Tak, dlatego, że choćby nie mieli elektryczności. Jeżeli ktoś na przykład szedł nocą, nie miał przecież lamp, miał swoją jakąś marną lampkę, która mu oświecała drogę, a poza tym wszędzie było ciemno. My sobie nie zdajemy sprawy, jak wtedy musiało się żyć, kiedy nie było elektryczności. Dziś przechodzimy z pokoju do pokoju, jeden pstryk i całe pomieszczenie jaśnieje. Wtedy co najwyżej postawiono parę świeczek i w ten sposób oświetlono cały pokój.

To jest ciekawe, że właściwie współcześnie raczej nie mamy doświadczenia ciemności w takim znaczeniu głębokim, bo nawet jeżeli się wyjeżdża gdzieś w góry to ta łuna od miasta bardzo często się odbija i w jakiś sposób jest jasno. Choć doświadczenie takie bycia zupełnie poza miastem może być przeszywające, to znaczy ta ciemność może przerażać.
Jak najbardziej może przerażać, a poza tym jesteśmy często wobec niej zupełnie bezradni. Pamiętam, jak kiedyś byłam sama w domu wieczorem i wyłączono prąd. Uświadomiłam sobie wtedy, że ja zupełnie nie mam co robić, czytać nie mogę, oglądać czegoś nie mogę, komputer też się pewnie rozładuje, komórka już była bliska rozładowania. Zupełnie nie ma co robić siedząc w ciemnym domu. Więc my bez światła tak naprawdę jesteśmy bezradni.

W Ewangelii Janowej mamy dużo takiego napięcia pomiędzy światłem a ciemnością. Czy Jan rysuje jakąś myśl teologiczną?
Oczywiście. Dlatego, że przede wszystkim dla człowieka Biblii Światło jest potrzebne do tego, żeby chodzić, a chodzenie jest zawsze obrazem postępowania. Czyli jeżeli idziesz drogą światła, to idziesz właściwą drogą. Jeżeli wchodzisz w ciemność, siłą rzeczy pobłądzisz. Jan często przeciwstawia tą rzeczywistość. W swoich listach mówi: że my jesteśmy synami światłości. Są synowie światłości i synowie ciemności. Zresztą już w Kumran też istniały podobne określenia.

Przypomnijmy Kumran dla tych, którzy nie wiedzą?
Kumran była tajemniczą wspólnotą żyjąca z tego co my znamy na pustyni, która zostawiła nam swoje tajemnicze pisma. I dzisiaj tak naprawdę badacze ciągle próbują odgadnąć ich tożsamość, bo stanowili pewną zamkniętą grupę w opozycji do kultu Jerozolimskiego. Ale ilu ich do końca było? Czy była to jedyna wspólnota, czy był to jakiś szeroki ruch? Są na ten temat różne zdania?

Ale generalnie jesteśmy w okolicach pierwszego wieku.
Tak, czasu mniej więcej właśnie Pana Jezusa. Tak, mniej więcej rzeczy. Wspólnota, która żyje gdzieś tam obok tego głównego nurtu Judaistycznego. Dla pobożnych Żydów, oni są czymś rodzaju sekty.

Tak jak Chrześcijanie. Dobrze wróćmy do Ewangelii Janowej i do napięcia między światłem a ciemnością. Czy w tekstach wspólnoty Kurman również pojawia się taki wątek?
Tak, także tam pojawił się ten motyw walki między synami światłości a synami ciemności. U Jana w prologu też słyszymy, że doszło do pewnego starcia między ciemnością a światłością, ale światłość świeci w ciemności i ciemność jej nie pokonała. To jest właśnie pozytywny wymiar światłości, o którym mówiliśmy na początku, że to, co jest dobre, co jest Boże, jest kojarzone z światłością, To, co jest wręcz demoniczne jest skojarzone z ciemnością.

To nasuwa takie pytanie z początku naszej rozmowy. Dlaczego zatem Pan Bóg pozostawił tą ciemność przy stwarzaniu świata?
Dlatego, że Pan Bóg pozostawił ciemność fizyczną, natomiast ona się stała symbolem ciemności moralnej.

W Ewangelii św. Jana czytamy bardziej symbolicznie określenia świadomości i ciemności. Nie w znaczeniu fizycznej ciemności.
Mamy też taki bardzo jasny punkt w Ewangeliach. Przemienienie Pana Jezusa na górze Tabor, z Piotrem, Janem i Jakubem. Podczas przemienienia jest duży blask, jasność i głos z nieba. Mamy ogrom symboliki jasności. Jak należy czytać ten fragment w kontekście naszej dzisiejszej rozmowy?

Na pewno ta scena jest dowodem dla uczniów, który ma im pomóc zrozumieć, kim jest Jezus. Światłość jest jednym z typowych sposobów objawienia się Boga. Słyszymy w Starym Testamencie, że Bóg jest światłem owinięty jak płaszczem, otoczony światłem. Słońce jest często symbolem Bożego blasku i chwały.

Nawet przez długi czas tak budowano kościoły, że z prezbiterium było skierowane ku wschodowi
To jest też związane z innym oczekiwaniem. Pierwsi chrześcijanie modlili się zawsze w kierunku wschodnim dlatego, że oczekiwali Chrystusa powracającego jako wschodzące słońce. My teraz jesteśmy w pewnym czasie trochę ciemności, ale oczekujemy tego blasku, który nadejdzie w czasie ostatecznym. Dlatego kościoły też są wyrazem tego oczekiwania. Wpatrujemy się w kierunek wschodni oczekując tego świtu Bożego, nowej rzeczywistości

Jak Pani mówiła o Starym Testamencie, to skojarzył mi się fragment z Księgi Wyjścia, gdzie Bóg jako obłok wprowadził Izraelitów w jasności, prawda?
Jedno, że Bóg prowadzi ku jasności, ale jest druga rzecz bardzo ciekawa, że pobyt w Egipcie kojarzył się w ogóle z ciemnością. Izraelici przechodzą nocą przez Morze Czerwone i o świcie wychodzą na drugi brzeg. Czyli jakby świt jest już czasem wyzwolenia, a ciemność jest czasem niewoli. Do tego zresztą nawiąże Paweł, kiedy będzie pisał, że Bóg wyprowadził nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swojego syna. Każdy Izraelita w tym momencie myślał o Egipcie.

Wróćmy do przemienienia. Powiedziała Pani o tym, że w symbolu przemienienia mamy tak dużo światła, że to jest podpis Pana Boga.
Możemy powiedzieć, że jest to uświadomienie kim jest Jezus. Zauważmy scena przemienienia przede wszystkim ma być przygotowaniem uczniów na skandal krzyża. Dla nich fakt, że ich mistrz zostanie skazany na śmierć i poniesie śmierć najbardziej haniebną przeznaczoną głównie dla niewolników, dla zbrodniarzy będzie czymś niesłychanym. Tymczasem oni widzą Jezusa, otoczonego Bożym blaskiem, który rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem, I teraz prawodawca i prorok, mówi o wyjściu, którego Jezus ma dokonać w Jerozolimie. Czyli prawo i prorocy wiedzą o tym, co się ma stać w Jerozolimie. Uczniowie w tym momencie pewnie niewiele z tego wszystkiego rozumieją, Trudno się dziwić, ale gdy później wrócą do tej sceny, to już będą wiedzieć, do czego Pan Bóg ich przygotowywał. Prawo i prorocy już o tym wiedzą.

Dla nas to jest pewnie stosunkowo oczywiste. Że Pan Jezus jest Bogiem. Natomiast dla uczniów, którzy zaczynają z Nim chodzić, to nie jest oczywiste, to dopiero się okazuje. Moment przemienienia jest jedną z takich scen, w których Jezus daje poznać siebie, jako Boga i Mesjasza.
Tak, dlatego że naprawdę cały początek miał ich doprowadzić do tego, żeby uwierzyli w to, że on jest Mesjaszem, to już jest bardzo dużo. Prawdopodobnie wyznanie Piotra dotyczyło właśnie tego: Ty jesteś Mesjasz. Nawet jeżeli czytamy w Ewangelii: syn Boga żywego. To prawdopodobnie główna treść tego zdania Piotra dotyczyła godności mesjańskiej. Natomiast trzeba było doświadczyć śmierci i zmartwychwstania Jezusa, żeby w pełni zrozumieć, kim On jest.
Takie już pierwsze pełne wyznanie to słowa Tomasza : Pan mój i Bóg mój. Tu już nie ma wątpliwości. Tomasz jako pierwszy, ale już po doświadczeniu tajemnicy paschalnej odgaduje z kim ma do czynienia, a to też się wiąże dla uczniów z pewnym szokiem. Bo przecież oni żyją w kulturze, gdzie nie można było oglądać Boga i pozostać przy życiu. A oni sobie uświadamiają, jak to Jan napisze na początku swojego pierwszego listu, że myśmy dotykali, chodziliśmy, rozmawialiśmy z tym co było na początku.

To jest ciekawe, przecież Żydzi mieli przekonanie nawet, że nie mogą wypowiadać imienia Pana Boga, a tutaj się okazuje, że mieli doświadczenie spotkania Boga.
Tak i może dobrze, że nie wiedzieli nawet z kim mają do końca do czynienia, bo gdyby wiedzieli to nie potrafiliby z nim normalnie funkcjonować.

Też w tej scenie z Tomaszem zawsze mnie fascynuje on sam. Tomasz, który na początku jest taki wojowniczy, to w ogóle jest bliskie mojemu postrzeganiu świata, a jak przychodzi co do czego, to już tam nie ma żadnych wzmianki, że on wkłada ręce w bok. To już się wycofuję, jest to wyznania tylko.
Słyszałem kiedyś taką bardzo ładną teorię trzech stopni. Pierwszy stopień to jest: wierzę, bo widzę. Uczniowie są na tym stopniu – ujrzeliśmy Pana. Tomasz mówi: nie, nie, dla mnie to jest za wysoko, ja tak nie wskoczę. Ja potrzebuję takiego jeszcze niższego progu : wierzę, bo dotykam. Przychodzi Jezus, Tomasz widzi Jezusa i wskakuje na ten stopień, gdzie są uczniowie. Wystarczy mu do wiary, to że widzi. I co jest znamienne, że w Ewangelii Janowej, Pan Jezus nigdy nie chwali nikogo za wiarę. My byśmy spodziewali, że powinien powiedzieć: Oj, Tomaszku, jaki zrobiłeś postęp, jak ładnie, teraz już we mnie wierzysz, nie musisz dotykać, ale Pan Jezus mu ukazuje jeszcze wyższy stopień: błogosławieni którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Ach, to jest niezwykłe, w ogóle nigdy nie zwróciłem na to uwagi.
On chciał dotknąć, jakby najniższa wiara. Wierzę, jeżeli dotknę. Wierzę, bo widzę, a Pan Jezus mówi, błogosławieni którzy nie widzieli, uwierzyli.

Jak już mówimy o niewidomych, to też jest kontekst związany ze światłem. W Ewangeliach mamy kilka takich postaci, którzy są niewidomi, są uzdrawiani przez Pana Jezusa. Odsłania im się to światło. Nawet jeden z tych niewidomych jest uzdrawiany w taki niezwykły, symboliczny sposób- ślina, dotykanie. Przepiękna scena, bardzo ludzka, bardzo porywająca nasze emocje, myślenie. Jak to się ma do tego kontekstu światła i uczniów, którymi jesteśmy?
Uzdrawianie niewidomych już od samego Starego Testamentu, było kojarzone z otwieraniem też na tę głębszą Bożą rzeczywistość. Bóg przywraca człowiekowi wzrok nie tylko po to, żeby widział świat, ale też żeby odzyskał duchowe zmysły, żeby mógł widzieć Bożą rzeczywistość. I właśnie w tej scenie w Ewangelii Jana z tym człowiekiem którego Jezus uzdrawia widać to bardzo mocno.

Co się tam dzieje? Jezus spotyka człowieka niewidomego od urodzenia, czyli tu nikt nie ma wątpliwości, że żaden lekarz nie był w stanie mu pomóc. Przypadek beznadziejny, niewidomy od urodzenia. Pan Jezus wyrabia ze śliny i z ziemi pewnego rodzaju błoto. I nakłada mu na oczy, byśmy powiedzieli: Cóż on robi, robi coś jeszcze gorszego? Nie dość, że ten człowiek nie widzi, to teraz jeszcze ma jakiś beton na oczach. I Pani Jezus mu każe iść i zanurzyć się, obmyć się w sadzawce, którą Jan ciekawie tłumaczy. Sadzawka Siloe dosłownie miała banalne znaczenie: kanał posyłający wodę, a Jan to tłumaczy, to też jest całkiem możliwe pod względem języka oryginalnego, formie biernej jako posłany. Idź obmyj się w tym, który jest posłany. Czyli możemy powiedzieć obmyj się w samym Chrystusie.

Czy mamy tu odnaleźć jakieś znamiona chrztu?
Bardzo słusznie, pierwotny kościół czytał zawsze tę ewangelię przy udzielaniu chrztu. W momencie w którym człowiek mówi na koniec wierzę Panie, Katechumenat składał swoje wyznanie. My też rodzimy się z pierworodną ślepotą, jak mówili ojcowie Kościoła. Nie tylko koty, ale my też. Ta pierworodna ślepota, z której potrzebujemy się obmyć, w tym który został posłany.
Kiedy uzdrowiony wraca i widzi, to robi coś bardzo ciekawego. Zaczyna rozmowę z przeciwnikami Jezusa i w każdej kolejnej swojej wypowiedzi stwierdził coś coraz głębszego o Jezusie. Odkrywa coraz głębiej prawdę, podczas gdy tamci są kompletnie zamknięci. I dlatego na koniec Jezus powie: przyszedłem, żeby ci, którzy nie widzą odzyskali wzrok, natomiast okazuje się, że ci, którzy myślą, że widzą naprawdę nie widzą. Ten człowiek, który do tej pory był uważany za niewidomego, odzyskał wzrok nie tylko cielesny, ale i wzrok duchowy. Tamci, którzy myślą, że widzą, bo nie są niewidomi, naprawdę są bardzo ślepi.

To jest bardzo ciekawe, kiedy rozmawialiśmy o tym człowieku niewidomym od urodzenia, że jeżeli jest ktoś kto nie widzi od urodzenia, to on nie widzi światła, nie potrafi go rozpoznać, ale też nie ma tego doświadczenia. I pomyślałem o tych adwersarzach Pana Jezusa, którzy też byli w jakiejś ciemności tak naprawdę i nie potrafili go zobaczyć.
Popatrzmy jeszcze na Św. Pawła w kontekście światła, bo tam Paweł też nadaje pewne znaczenie dla światła, dla tego symbolu biblijnego.

Tak, Paweł bardzo lubi ten symbol, bo zauważmy, że jego droga wiary też zaczęła się od światła. Kiedy jechał do Damaszku, w samo południe.

To go oślepiło.
Zobaczył światło jaśniejsze od słońca. Paweł myślał, że widzi. Był trochę w pozycji tych przeciwników Jezusa, którzy też myśleli, że oni wszystko wiedzą, a tamten biedny człowiek nic nie wie. Myślał, że wie, myślał, że stoi mocno na nogach, myślał, że już ma klucz do furtki do nieba, nagle się okazało, że leży i jest niewidomy. To było dla niego bardzo zbawienne doświadczenie.
Uświadomić sobie swoją pozycję, że musi dopiero wejść na drogę widzenia. Potem napisze takie kapitalne zdanie, że Bóg, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem zabłysnął w naszych sercach jasnością Chrystusa. Czyli Paweł porównuje to, co się dzieje w człowieku, który spotyka Chrystusa do pierwszego dnia stworzenia. Tak jakby w sercu człowieka, w którym panuje ciemność, bezład i pustkowie, nagle Bóg mówi niech się stanie światłość. To jest kapitalna myśl. Wielu uważa, że to jest jedna z bardzo nielicznych aluzji do wydarzenia pod Damaszkiem. Popadł w swoich listach nigdy nie opowiadał o Damaszku.

To mamy w dziejach apostolskich.
Mamy opis nawrócenia Pawła w dziejach apostolskich, natomiast on sam przede wszystkim musi bronić swojej godności apostoła, więc najczęściej opowiada o swoim spotkaniu z Chrystusem jako powołaniu prorockim. Ten który wybrał mnie od łona mojej matki, on nie powołał w ten sposób.

A czy u Pawła nie ma jeszcze jakiejś konotacji z chodzeniem w światłości?
Też postępujcie jak dzieci, światłości, jak najbardziej. Paweł bardzo lubi ten motyw. Gdzie pojawia się często coś, co nam się kojarzy właśnie z tym tematem światła? W modlitwach powiedzieliśmy wstawienniczych Pawła. Kiedyś zachwyciło mnie to, gdy prześledziłam, o co Paweł się modli dla swoich adresatów. Nieraz w listach on mówi wyraźnie, że proszę Boga, żeby… I najczęściej skupia się to wokół dwóch spraw, które wiążą się właśnie bardzo z naszą tematyką światła. Po pierwsze, żeby wierni poznali Boga. Kiedy Paweł czy też Jan mówi o świetle, pierwszy aspekt fundamentalny to jest, że Bóg jest światłością i poznając Boga wchodzimy w światłość. Czyli ten aspekt poznawczy byśmy powiedzieli. Dzięki światłu widzę, Dzięki Światło Bożemu mogę poznać Boga.
Ale ani u Pawła, ani Jana, nigdy to nie jest oderwane od życia. Poznajesz Boga po to, żeby coraz lepiej mu się podobać. Paweł lubi mówić o odnawianiu umysłu, Im lepiej poznajesz, tym bardziej wiesz, co się Bogu podoba i tym bardziej możesz odpowiadać na jego oczekiwania. Kapitalne powiązanie tego aspektu poznawczego z aspektem moralnym. To jest właśnie ta światłość.
Żyć w światłości, To znaczy poznać Boga, a poznając Go żyć tak, jak przystało na kogoś, kto go zna.

Czy to działa tak, że kiedy poznaję Pana Boga i mam Jego doświadczenie światłości, to mnie po prostu prowadzi. To gdzieś tam wewnętrznie odkrywam takie pragnienie do tego, żeby iść śladami Boga?
Myślę, że tak jest, jeżeli mamy autentyczne dobry obraz Boga. Bo ktoś by mógł powiedzieć, że to nie działa z automatu, że przecież jest tylu ludzi, którzy na przykład chodzili na religię, dużo się nauczyli o Bogu, a jednak od niego odeszli. Ale chodzi o to, jaki w sobie obraz Boga ukształtowałam. Jeżeli to jest Bóg prawdziwy, to on jest zawsze zachwycający. Bóg prawdziwy jest pociągający, zachwycający. Człowiek chce takiemu Bogu służyć. Chyba któryś właśnie z waszych współbraci dominikanów francuskich napisał takie bardzo ponure zdanie, że niektórzy chrześcijanie wierzą w takiego Boga, do którego najgorsza kanalia nie chciałaby być podobna.

Ale coś jest na rzeczy myślę, że jak czasem słucham rozmawiając z różnymi osobami właśnie ich obrazu Pana Boga, wyobrażeń o Panu Bogu, to ja nie chcę mieć takiego Pana Boga. To nie jest mój Bóg.
Właśnie dlatego Paweł mówi o odnawianiu umysłu. Do tego też nam potrzebne Słowo Boże. Mamy dowód, jaki Bóg jest naprawdę. Kiedyś słyszałam takie ciekawe zdanie, że jeżeli nawet w moim umyśle sobie utworzę obraz Boga i powiem: To jest Bóg. W tym momencie jestem już bałwochwalcą. Bo ja nie potrafię objąć Boga moim umysłem. Jeżeli powiem, to jest Bóg, że ja już wiem jaki jest Bóg, znaczy, że sprowadziłam Boga do swojego poziomu I to już jest bałwochwalstwo.

Ja myślę, że to jest bardzo znamienne dla naszych czasów. Mamy takie pragnienie, żeby objąć Pana Boga umysłem i jakby bardzo często, kiedy rozmawiamy o religijności, o wierze, no to próbujemy zrozumieć. Czasem mówimy o tym, że ktoś ma rozproszenia na modlitwie, że na mszy się niewystarczająco skupił, jakby ten nasz umysł miał być takim centrum, a dla człowieka Biblii tak nie jest, prawda?
To znaczy, powiedziałbym dwie różne rzeczy. Bo na pewno gdybyśmy byli rzeczywiście zachwyceni, bo wiem, nasz umysł by się mniej rozpraszał. Wiadomo, jedna rzecz to jest zmęczenie i tak dalej, że się mu rozprasza. Ale z drugiej strony, jeżeli przychodzimy, żeby zaliczyć praktyki pobożne, to wiadomo, że umysł się będzie rozpraszał. Ale jeżeli wiem jaki jest ten Bóg, do którego przychodzę, to w tym momencie się lepiej na tym skupię. To jest się też osobny rozdział. Więc zależy z czego wynikają te rozproszenia. Natomiast Bóg, jakiego ukazuje Chrystus jest przede wszystkim zachwycający, piękny pociągający. Od takiego Boga się nie chce odchodzić.

To powiedzmy jeszcze na koniec, co znaczy Pawłowe bycie dzieckiem światłości.
Co znaczy w ogóle bycie dzieckiem kogoś? Pan Jezus na przykład mówi swoim przeciwnikom zdanie: Jesteście dziećmi diabła, co wcale nie należy rozumieć w stylu starego filmu” Dziecko Rosemary”, że to jest rzeczywiście dziecko urodzone przez diabła, poczęte przez diabła. Być czyimś dzieckiem, to znaczy mieć wszystkie cechy tego kogoś. Bo jeżeli jestem dzieckiem światłości, to znaczy, że w moim życiu jest obecna światłość. Zachowuję się tak, jak wskazuje na to światłość. Mam jej cechy. Możemy powiedzieć, że posiadam pewien materiał genetyczny. Dlatego na przykład Pan Jezus dyskutuje ze swoimi przeciwnikami, czy im należy się tytuł Dzieci Abrahama? Oni mówią: My jesteśmy dziećmi Abrahama? Na zasadzie pochodzenia, a Pan Jezus mówi: Nie, jesteście dziećmi diabła, bo Abraham tak nie postępował.

Czyli prawdziwe dziecko Abrahama to dziecko światłości. Czy możemy tak skonkludować naszą rozmowę, że słowa Pana Jezusa: wy jesteście światłem świata, to znaczy, że jesteśmy dziećmi światłości?
Jak najbardziej. Tylko przede wszystkim w tym: Wy jesteście światłem świata, czego najbardziej pamiętać o tym aspekcie czyim światłem świecą. Bo “dzieci światłości” trochę nas kieruje, że ja mam postępować według jakichś zasad. Natomiast przy tym “jestem światłością”, muszę pamiętać, to jest jego blask.
Ksiądz Twardowski zakończył jeden ze swoich wierszy takim pięknym zdaniem: Szczęściem jest własnym światłem już więcej nie świecić, tylko Boga pokochać, światłem Boga płonąć. Nie własnym światłem, tylko jego. To jest właśnie to bycie światłem świata.

Mnie jeszcze w tym zdaniu absolutnie fascynuje to, na co Pani zwróciła uwagę, czego ja wcześniej nie wiedziałem, że “jesteście”, to znaczy tu i teraz, że to nie będziecie, nic się wydarzy w przyszłości, nie pod żadnym warunkiem, tylko jesteście. To jakoś dla mnie jest absolutnie takie porywające.
Zastanawiałam się właśnie, jak musieli zareagować biedni ludzie z Galilei usłyszeli takie słowa: Wy jesteście światłem świata. Dzisiaj w świat to przecież byli wielcy Rzymianie. Wielka Grecja, kultura hellenistyczna. A tutaj prości, niepiśmienni galilejczycy. Oni przecież byli nawet przez Żydów traktowani, jako ci niedouczeni, Oni słyszą, że jesteście światłem świata. To musiał być szok.

Abyśmy umieli tak żyć, żeby być światłem dla tego świata. Pani Danuto, bardzo serdecznie dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie i za naszą rozmowę.
Również bardzo dziękuję. Dzięki wielkie.

About the author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *