Świat w czasach Jezusa bezsprzecznie był światem urządzonym i dowodzonym przez mężczyzn. Rzeczywistość patriarchalna była dominująca, powszechna i usankcjonowana. Tymczasem sam Pan Jezus nie dość, że wygłaszał niepopularne, niepokorne na tamte realia nauki to jeszcze gromadził wokół siebie kobiety. Ba, grupy kobiet, które podążając za Nim stawały się Jego uczennicami, co w starożytności było czymś zupełnie niespotykanym. Jeśli chcecie się dowiedzieć Kim były kobiety idące za Jezusem w Jego ostatnich dniach, a także co to znaczy kochać szaloną i totalną miłością posłuchacie tego odcinka. Dziś o kobietach opowie biblistka s. Judyta Pudełko.
Siostro, bardzo serdecznie dziękuję, że Siostra przyjęła moje zaproszenie do podcastu Puzzle Wiary.
Bardzo się cieszę i jest to dla mnie bardzo wielka radość, że możemy tutaj wspólnie pochylić się nad tajemnicami Pisma Świętego.
Dla mnie tym bardziej, że jesteśmy dokładne przed Świętami i rozmawiamy, będziemy rozmawiać o kobietach związanych z tym czasem paschalnym, powiedzmy z grubsza rzecz biorąc. Przejdę od razu do rzeczy, bo wiem, że Siostra lubi mówić, więc żebyśmy nie przedłużali tych wstępów. Prosiłbym o zarysowanie w ogóle tak kontekstu kobiet w starożytności. Czasem się mówi, że kobieta w starożytności to właściwie nie miała żadnych praw, nie mogła niczego, czy rzeczywiście tak było, jak to wyglądało u Żydów, jak to jest w kontekście właśnie czasów Pana Jezusa?
Rzeczywistość kobiet w starożytności była zupełnie inna niż dzisiaj i my nie możemy tego w żaden sposób porównywać czy zestawiać tamtych czasów z dzisiejszymi. Na pewno tutaj bardzo ważną rzeczą jest, że generalnie wszystkie te bliskowschodnie społeczności były patriarchalne. To znaczy, władzę w rodzinie sprawował mężczyzna, ojciec rodu, ojciec klanu, on o wszystkim decydował i była to taka społeczność bardzo mocno budująca właśnie swoją grupowość, taką kolektywność, czyli jednostka nie istniała indywidulanie. Zawsze trzeba było istnieć w obrębie jakiejś grupy, jakiejś wspólnoty. Jedną z takich najgorszych kar było wykluczenie.
W tej społeczności patriarchalnej były oczywiście kobiety, one były zazwyczaj matkami, żonami, siostrami, córkami. Kobieta funkcjonowała zazwyczaj w zależności od mężczyzny. Mężczyzna był tym, który czuwał nad bezpieczeństwem, pracował, w jakiś sposób budował ten dom, a kobieta zajmowała się przede wszystkim rodzeniem dzieci, opieką nad dziećmi, troską o całe ognisko domowe. Oczywiście, inaczej wyglądała sytuacja domowa kobiet bogatych, tych, które były księżniczkami, królowymi czy jakieś jeszcze inne funkcje pełniły na dworach, czy też były bardzo bogate. Ich rzeczywistość już była inna. Nawet w odniesieniu do prawa, do różnych przepisów, im po prostu wolno było więcej.
Natomiast, oczywiście w biblii kobiety są przedstawione. Jest ich o wiele mniej niż mężczyzn, bo na 3.000 różnych bohaterów biblijnych, 800 to kobiety, a 200 z nich znamy z imienia.
O, to rzeczywiście mało, tak naprawdę. A ilu mężczyzn znamy z imienia?
Nie liczyłam tego…
A, jest, udało mi się, jest pytanie, na które Siostra nie zna odpowiedzi.
Tych imion męskich jest naprawdę bardzo dużo, ponieważ zwróćmy uwagę na rodowody, które są bardzo ważną częścią biblii hebrajskiej. W Ewangelii Mateusza i Łukasza mamy rodowód Jezusa, bardzo mocno też skrócony i nie tak przedstawiony w takim kontekście też teologicznym. Natomiast te rodowody Księgi Rodzaju, Ksiąg Kronik one zawierają bardzo wiele imion, niektóre z tych osób są nam znane, a niektóre po prostu wypełniają nam przestrzeń historii, pokazują ciąg dziejów zbawienia, które prowadzą w jakimś określonym kierunku.
Kobiety czasami pojawiają się w tych rodowodach. W przypadku akurat rodowodu Jezusa mamy 4 kobiety: w Ewangelii Mateuszowej to jest bardzo ważne, bardzo istotne, ale nie będę teraz tutaj o nich mówić, bo inaczej nie przejdziemy do naszego tematu.
To może na następny odcinek będzie rodowód i 4 kobiety z rodowodu. Natomiast, powiedziała Siostra, że kobieta funkcjonuje w kontekście patriarchalnym, w kontekście rodziny i mężczyzny, ale właśnie jak czytamy Ewangelie, to mamy te kobiety, które idą za Panem Jezusem, jakby samoistne, tam tych mężów nie ma, dzieci…
Właśnie to jest pewna nowość, która robi swoistą rewolucję. To, co zrobił Jezus, to było łamanie pewnych stereotypów, barier, schematów, bo kobiety w czasach Jezusa nie mogły być uczniami, uczennicami nauczycieli prawa, absolutnie to było nie do pomyślenia, był bardzo mocny rozdział po między światem męskim i żeńskim, co w judaizmie ortodoksyjnym widzimy po dzień dzisiejszy.
Więc kobiety były osobno, mężczyźni byli osobno w swoich światach, oczywiście dopiero małżeństwo łączyło ich razem w sposób nierozerwalny i trwały, o ile oczywiście nie dochodziło do rzeczywistości rozwodu. To było coś niespotykanego, że oprócz grupy mężczyzn, Ewangelia Łukasza nam mówi o grupie 12, usłyszymy zaraz o grupie kobiet, które idą za Jezusem, które doświadczyły mocy uzdrowienia, ocalenia, wyrwania z jakiejś trudnej sytuacji, a przez co też weszły w jakąś taką szczególną więź z Jezusem, myślę, że to jest bardzo ważne i musimy to bardzo mocno podkreślić, bo obecność kobiet podczas paschy Jezusa w tych najtrudniejszych momentach Jego życia ona była związana właśnie z tym, że te kobiety nie szły z Jezusem, nie były z Nim dlatego, że chciały coś ugrać, że chciały jakieś pierwsze krzesła w Jego królestwie, ale dlatego, że po prostu były z Nim niesamowicie związane, po prostu Go kochały, widziały w Nim wielkiego mistrza, nauczyciela, Pana, być może nie wszystko do końca rozumiały, ale to była bardzo mocna więź. Taka więź, która rodziła wielką odwagę i również wierność. Myślę, że to trzeba bardzo mocno zauważyć, że te kobiety posiadały ogromną siłę, niewiarygodną siłę i taką też bardzo wielką determinację.
Myśli Siostra, że ta miłość kobiet, które szły za Panem Jezusem, była większa od mężczyzn?
Myślę, że była inna, myślę, że mężczyźni, oni tutaj postrzegali Jezusa też w takich kategoriach politycznych, jako Mesjasza, przynajmniej początkowo, w ogóle nie byli w wstanie zrozumieć rzeczywistości krzyża, nie brali tego pod uwagę, całkowicie byli przekonani, że Jezus przywróci królestwo Dawidowe. No zresztą nawet jeszcze po zmartwychwstaniu, jeszcze w momencie wniebowstąpienia oni o to pytają: Czy przywrócisz królestwo Izraela? Cały czas mają takie nadzieje, więc oni są jeszcze przed zesłaniem Ducha Świętego bardzo skupieni na sobie, bardzo interesowni. Oczywiście są zafascynowani Jezusem, ale na swój sposób.
Ale matka Zebedeusza to też tam chciała tych synów pierwszych w królestwie poukładać.
No, matka w jednej wersji jest matka, a w drugiej wersji to oni sami proszą o pierwsze krzesła, a kiedy inni to słyszą, to są oburzeni, czyli rodzi się powszechna zazdrość, bo są źli, że nie wpadli na to wcześniej od nich, więc widać było, że wśród uczniów w grupie mężczyzn była ogromna rywalizacja.
Wszystko zupełnie się zmienia wraz ze zstąpieniem Ducha Świętego, następuje to oświecenie całkowita zmiana i oni są bardzo mocno już wtedy nastawieni na głoszenie Chrystusa, na ogłaszanie Jego zwycięstwa nad śmiercią, że jest Panem, że jest Mesjaszem, że jest Synem Bożym. Co nie oznacza, że pierwsza wspólnota chrześcijańska była idealna, uwaga, tutaj zapraszam do czytania Dziejów Apostolskich, to jest fantastyczna księga pokazująca nam, jak sobie Pan Jezus wymyślił Kościół, jak on powstał, co się działo od samego początku. Tu można po prostu wszystko zrozumieć, jak ta wspólnota funkcjonowała i dlaczego też pewne rzeczy się w niej dzieją.
Ja wrócę do mojego pytania, które zadałem, bo zadałem je z premedytacją, dlatego że przyznam szczerze, moja recepcja Ewangelii, w żaden sposób nie tak profesjonalna jak Siostry, oczywiście jest taka, że ja bym się nie bał takiej tezy, że bardziej umiłowały, jak patrzę na ten moment właśnie tego czasu paschalnego, nazwijmy go w cudzysłowie, bo będziemy na niego patrzeć szerzej, to widzę kobiety, które są jakoś niezwykłe w tej miłości przed Panem Jezusem, a mężczyzn, uczniów, tych którzy byli gdzieś tam pouciekanych, rozproszonych i bojących się i pierwszą taką kobietą, która jest jakaś taka niezwykła, to ta kobieta, która namaszcza Jezusa na pogrzeb, jeszcze zanim wszystko się wydarza.
To jest też baśń, bardzo ciekawy opis, my w 4 Ewangeliach kanonicznych mamy epizod związany z taką kobietą. Ewangelista Łukasz przedstawia to zupełnie inaczej, właściwie w początkach publicznej działalności Jezusa, jest to grzesznica i to nie ma nic wspólnego z tymi ostatnimi momentami życia Jezusa. Natomiast w Ewangelii Mateusza i Marka jest to anonimowa kobieta, w Ewangelii Janowej jest to Maria z Betanii. Właśnie to się dzieje w kontekście paschy. Ewangelia Janowa mówi, że na 6 dni przed paschą i to też ma takie bardzo symboliczne znaczenie, bo wtedy przygotowywano, myto baranki na paschę, przygotowywano je, aby były piękne, umyte, czyste, takie bardzo szczególne. I ta Maria dokonuje właśnie wtedy tego namaszczenia w Betanii, przygotowuje tego Baranka Bożego, który ma być złożony w ofierze. Ewangelia Janowa bardzo mocno podkreśla ten aspekt Jezusa jako prawdziwego Baranka Paschalnego, już Jan Chrzciciel ogłasza Go: Oto Baranek Boży! I potem cały opis paschy w Ewangelii Janowej i tego, co się dzieje z Jezusem podczas Jego męki, wyraźnie skupia się na tym, że jest On Barankiem Bożym.
Natomiast w Ewangelii Mateusza i Marka jest to anonimowa kobieta i to wszystko dzieje się właśnie wtedy, kiedy arcykapłani i uczeni w piśmie, oni już podejmują decyzję, aby Jezusa zabić. Po tym fakcie namaszczenia pojawia się zapowiedź zdrady Judasza. Judasz przygotowuje się do tego, aby Jezusa zdradzić, więc to też jest takie bardzo, myślę, poruszające i dotkliwe, że pomiędzy tymi dwoma knowaniami mężczyzn akurat…
Tak się zdarzyło…
Arcykapłanów, a potem Judasza, tak się zdarzyło, jest taki niesamowicie odważny, wspaniałomyślny, hojny gest kobiety, która też zostaje za ten gest skrytykowana, ale co jest tutaj takie szczególne, że przychodzi kobieta, czyli przebija pewien mur, pewną barierę, bo mężczyźni ucztowali sami, kobiety nie przychodziły na to ucztowanie mężczyzn, wiec ona już musi przebić pewną barierę, rozbija flakonik olejku nardowego. To był niesamowicie kosztowny olejek, bardzo drogi, tutaj Ewangeliści jeszcze mówią, że był to olejek taki autentyczny, czyli to nie była podróba. To tak brzmi w języku greckim pistikós, to od słowa pístis, czyli wiara, wiec taki autentyczny, taki wiarygodny, wierny olejek nardowy. To tez oczywiście symbolizuje rzeczywistość wiary tej kobiety, jej jakieś odniesienie do Jezusa. Kobieta przynosi ten drogocenny olejek, rozbija flakonik, tutaj też mamy taki efekt zniszczenia flakonika, to też symbolizuje, zapowiada zniszczenie ciała Jezusa, które nastąpi i wylanie tego olejku, takie zmarnotrawienie go. To jest gest ogromnej hojności wobec Jezusa i też zapowiada w profetyczny sposób to, co Jezus dokona. On odda całego siebie człowiekowi w momencie swojej męki. On będzie tą cudowną wonnością, tym zapachem, wobec wszelkich fetorów śmierci, fetoru grzechu, nienawiści, Jezus będzie tą cudowną wonnością, tym nardem i ten gest kobiety to cudownie zapowiada. Ona się nie boi tej hojności, tego zmarnotrawienia, ma taki niesamowity gest i to pokazuje właśnie to, co Jezus właśnie uczynił dla nas.
To namaszczenie też dotyczy głowy. Akurat w przypadku Ewangelii Marka i Mateusza. U Jana mamy namaszczenie stóp, co też ma trochę inne znaczenie. Namaszczenie głowy to było namaszczenie związane z ustanowieniem króla, proroka, kapłana, więc kobieta jakby ogłasza Jezusa tym, kim ustanowił Go Ojciec, że jest Królem, że jest Prorokiem, że jest Kapłanem, że wchodzi właśnie w tą rzeczywistość męki z tą potrójną godnością, więc tutaj, no taki ogromnie cudowny, duchowy, profetyczny wymiar też tego gestu.
Natomiast w Ewangelii Janowej namaszczenie stóp ma jeszcze inny niesamowity wydźwięk, ponieważ ta scena bardzo mocno nawiązuje nam do Księgi Pieśni nad Pieśniami. Tam jest mnóstwo, aromatów, zapachów, tam jest miłość oblubieńcza. I ta Maria, która namaszcza stopy Jezusa, włosami swoimi ociera nadmiar tego olejku, ona jest symbolem, obrazem Kościoła-Oblubienicy. Tej bliskości, tego zjednoczenia, które właśnie zachodzi pomiędzy Chrystusem i Jego Kościołem i to się dokona właśnie na krzyżu. Więc to jest też taka profetyczna zapowiedź tego też, co się dokona.
I kobieta doświadcza tutaj no jakiegoś też osądu. Pojawiają się właśnie słowa, niektórzy się tutaj oburzają, po co takie marnowanie olejku, można było go sprzedać, rozdać ubogim. U Jana te słowa wypowiada Judasz, czyli też się objawia tutaj taki bardzo mocny kontrast pomiędzy kobietami a mężczyznami, którzy przeliczają pieniądze, kalkulują, a widać, że ta miłość jest pozbawiona kalkulacji, że ona jest po prostu hojna, totalna, taka szalona, właśnie zapowiadająca gest Jezusa, Jego totalną miłość do człowieka.
Bardzo ciekawa jest odpowiedź też Jezusa na te słowa, a mianowicie Jezus chwali kobietę, że ona spełniła dobry uczynek względem mnie. I dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ w judaizmie istniało rozróżnienie: czym innym była jałmużna, bardzo ważna w judaizmie i można ją było czynić zawsze, natomiast dobre czyny to było coś innego, to były takie specjalne czyny, które można było uczynić tylko w wyjątkowych okolicznościach. Kiedy takie okoliczności się nadarzały? No, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa nie dokonuje się tak historycznie co chwilę, więc to była taka jedyna okazja, żeby ten gest uczynić i Jezus to bardzo docenia, Jezus bierze w obronę tę kobietę i to już też jest, zdaniem wielu komentatorów, zapowiedź tego, co się stanie z samym Jezusem, że po tym odrzuceniu, po tym zmarnotrawieniu swojego życia z miłości, Jezus zmartwychwstanie. Więc Jezus uroczyście ogłasza, że wszyscy będą mówić o tym, co ta kobieta uczyniła. Tak się faktycznie dzieje, po dzień dzisiejszy.
Nawet dzisiaj rozmawiamy.
Rozmawiamy na ten temat, więc ta bezimienna z tradycji synoptycznej i Maria z Betanii one gdzieś pozostają z nami i wskazują nam na ten cudowny właśnie gest miłości. W synoptycznej tradycji to już ma być niejako przygotowanie na pogrzeb Jezusa, bo tamten pogrzeb jest uczyniony w naprędce, szybko, bo rozpoczyna się właśnie szabat, bo rozpoczyna się pascha. Natomiast w Ewangelii Janowej jest nieco inaczej; bo tam Jezus ma królewski pogrzeb. Tam jest ogromna ilość wonności przygotowanych przez Nikodema, przez Józefa z Arymatei, więc w tradycji Janowej to jest raczej gest miłości, gest oblubienicy wobec oblubieńca wskazujący właśnie na bliskość zaślubin.
A te zaślubiny właśnie odbywają się podczas śmierci Jezusa na krzyżu. Uczta paschalna zapowiada te zaślubiny, a potem oblubieniec jest zabrany, o czym Jezus też w pewnym miejscu Ewangelii mówi, że będą pościć, kiedy zabiorą pana młodego. Zazwyczaj w takich obrzędach weselnych zabierano pana młodego z ucztowania, z wesela, z zabawy, z miejsca, gdzie się bawili mężczyźni, żeby go zaprowadzić do tego miejsca, gdzie się spotykał ze swoją oblubienicą, do komnaty weselnej. Tam był pan młody zabierany i tam dochodziło do zjednoczenia oblubieńca i oblubienicy w noc poślubną. Bardzo pięknie to komentował św. Augustyn, że tym łożem Chrystusa-Oblubieńca był krzyż. Tam On całkowicie oddał się swojej oblubienicy – Kościołowi, oddał samego siebie i właśnie ten Kościół dzięki temu się zrodził. Ta miłość to nowe życie zrodziło się właśnie też w tym momencie. Więc my mamy bardzo różne aspekty tej sceny czy tradycja synoptyczna, czy św. Jan, ale to jest niesamowicie ważne właśnie ta profetyczna intuicja, ta ogromna hojność, ogromna odwaga tej kobiety, no i taki gest ogromnej miłości wobec Jezusa przed Jego męką.
A czy imię tej kobiety w ogóle ma jakikolwiek wpływ? Czy jakby szukamy, jako bibliści, szukamy tego, kto to był tak naprawdę, czy raczej chodzi o ten symboliczny wymiar tego gestu?
W tradycji synoptycznej nie ma imienia tej kobiety. Natomiast Jan mówi o Marii z Betanii. Marię my też znamy z Ewangelii Łukasza, że była to ta, która siedziała u stóp Jezusa i przysłuchiwała się Jego mowie, była Jego uczniem…
Była siostrą Marty.
Była siostrą Marty. Złamała stereotyp, bo Marta zachowywała się jak prawdziwa żydowska kobieta, czyli posługiwała…
Porządna, pobożna niewiasta…
Tak.
Po prostu robiła, co miała robić.
A Maria po prostu przebiła stereotyp i ona pokazała to, co jest pierwsze najważniejsze, czyli najpierw jest słuchanie, a potem jest służba. Służba też jest bardzo potrzebna i bez służby słuchanie jest po prostu bezowocne. Bo słuchamy właśnie po to, aby tę miłość przekazywaną nam w słowie Jezusa wprowadzać w czyn. Jezus zaprosił właśnie Martę do takiej kolejności, że potrzeba jej jednego, a pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu! Więc dopiero potem: Będziesz miłował Pana, Boga swego, będziesz czynił to dobro i tę miłość. Więc Maria z Betanii słuchając Jezusa, wsłuchując się w Niego, odkrywając to, że On jest Panem, właśnie doszła do wyrażenia swojego rozumienia tajemnicy Jezusa w taki sposób, że wyraziła to właśnie tym gestem namaszczenia.
Pójdźmy w tych dniach paschalnych trochę dalej z Panem Jezusem i przenieśmy się na krzyż, czy pod krzyż właściwie. Tych kobiet jakby w tej drodze Pana Jezusa tam się pojawia kilka, ale postanowiliśmy się ograniczyć czasowo i nie porozmawiamy o wszystkich. Kiedy idziemy pod krzyż, to dochodzimy i chyba takim najczęstszym skojarzeniem dla nas jest Maryja pod krzyżem u Jana.
Maryja jest faktycznie wymieniona u Jana, jako ta, która stoi pod krzyżem i tam się dokonuje bardzo ważna rzeczywistość. Też możemy zwrócić uwagę, że pod krzyżem są obecne kobiety, jak sobie porównamy Ewangelistów synoptyków to, tam niektóre imiona się zmieniają. Z tego względu pewnie też, że było tam więcej kobiet, a w niektórych tradycjach po prostu pewne były bardziej wyeksponowane, inne mniej były zapamiętane. Wszędzie natomiast pojawia się Maria Magdalena pod krzyżem, u wszystkich 4 Ewangelistów, pojawia się ona i też pojawiają się inne kobiety. Natomiast w Ewangelii Janowej te kobiety, chociaż z tego opisu my możemy różne wnioski wyciągnąć, ale one są najprawdopodobniej 4: czyli to jest Matka Jego – jeden, siostra Matki Jego – dwa, Maria Kleofasowa – trzy i Maria Magdalena – cztery. Dlaczego cztery? Bo słyszymy też o czterech żołnierzach, którzy pilnują Jezusa, dlatego są czterej, bo dzielą na 4 części Jego płaszcz. To też jest bardzo symboliczne…
To ma wymiar symboliczny?
Tak, bo to oznacza 4 strony świata. Płaszcz to jest symbol też dziedzictwa Jezusa, ze On zostaje przekazany światu pogańskiemu również, który symbolizują ci czterej żołnierze i to się rozchodzi na 4 strony świata, ta Ewangelia. Jezus po prostu daje wszystko do końca.
Jest jeszcze ta tunika, tkana od góry do dołu. To jest też fantastyczna sprawa, bo nigdzie indziej nie ma tak wielu informacji na ten temat i to też nie jest przypadkiem, bo w judaizmie, w ogóle w całym świecie starożytnym szata mówi bardzo dużo o tożsamości osoby, wyraża nam, kto kim jest. A ta szata długa i cała tkana – to jest szata arcykapłana. Wiemy, że Jezus kapłanem nie był. Był świeckim człowiekiem, z pokolenia Judy, nie z domu Lewiego, więc nie był kapłanem. Nie pełnił takich żydowskich funkcji kapłańskich. List do Hebrajczyków mówi, że Jezus ma inne kapłaństwo, na wzór Melchizedeka, to było wcześniejsze, bardziej pierwotne niż kapłaństwo lewickie.
Może dopowiedzmy, bo może nie wszyscy usłyszeli czy złapią tę myśl, że w judaizmie kapłanami są ci, którzy pochodzą z rodu Lewiego, a ci, którzy pochodzą z innych rodów, nie są kapłanami. To nie jest tak jak w Kościele.
Kapłaństwo było przekazywane, nie było czymś charyzmatycznym, tak jak chociażby rzeczywistość proroctwa, tylko było czymś, co przechodziło z ojca na syna. Kto się urodził w rodzinie kapłańskiej i ojciec był kapłanem, jego syn również był kapłanem. Przynajmniej powinien takim kapłanem być, taką służbę pełnić.
Tu możemy sobie popatrzeć choćby na Jana Chrzciciela, który właściwie powinien był również pójść do świątyni, pełnić swoją służbę wtedy, kiedy by padł los akurat na niego. Oni byli podzieleni na 24 oddziały, tych kapłanów były tysiące w czasach Jezusa. I kapłan nie był cały czas w świątyni, tylko oni mieli wyznaczony czas, jakieś 2 tygodnie,
podczas których pełnili swoje dyżury, potem tam losowali podczas tego dyżuru, co każdy ma w te 2 tygodnie robić i tak to wyglądało. Więc Jezus nie należał do tej grupy kapłanów, natomiast Jan cudownie mówi, że ta tunika, którą mu zabrano, ona jakby wskazuje na to Jego inne kapłaństwo, że tu, w tym momencie, Jezus, który wisi na krzyżu, On wypełnia swoją misję kapłańską w zupełnie wyjątkowy, nowy sposób – On jest sam kapłanem, ołtarzem, barankiem ofiarnym.
Wow, to niezwykłe, to tego nigdy nie słyszałem, szczerze mówiąc.
Tak. I moment śmierci Jezusa to jest taki moment, w którym Jezus ma być unicestwiony z całej historii, ma być wymazany, w końcu już się chcemy Go pozbyć. Dzieje się taka rzecz przedziwna, że, zobaczymy, jest ten napis, gdzie tam jest też tożsamość Jezusa, że jest królem. I oponenci Jezusa, arcykapłani, chcą wpłynąć na Piłata, żeby ten napis został zmieniony. A Piłat co? Com napisał, napisałem – niczego nie zmieniam. Tak samo ta tunika, nie zostaje zniszczona. Czyli jest to taki symboliczny obraz tego, że pomimo, że się próbuje zniszczyć, wyrugować, wykasować Jezusa z historii, On pozostaje.
I to wpływa na kolejną scenę, właśnie na ten tzw. testament z krzyża, że w tym momencie kiedy Jezusa ma już nie być, już w końcu ma przestać istnieć i wszyscy Jego przeciwnicy będą mogli już odetchnąć z ulgą, staje się coś zupełnie przeciwnego. Bo Jezus ostatnim gestem swojego istnienia, swojej woli, ustanawia rzeczywistość, która sprawia, że On pozostaje na wieki. Ustanawia swoją wspólnotę, w której jest obecny. Nieustannie. Nie można Go w żaden sposób usunąć, wykasować, dopóki istnieją chrześcijanie, Jezus jest bardzo namacalnie obecny w świecie, właśnie w swoim Mistycznym Ciele.
To ustanowienie wspólnoty, to jest to: Oto Matka twoja.
Oto syn Twój. Tak, to jest ustanowienie, przynajmniej jeden element. Nie możemy powiedzieć, że tak czytając teksty biblijne, że jakaś tylko jedna przestrzeń, jeden moment, już wszystko do końca załatwiło, bo oczywiście takim ustanowieniem będzie zesłanie Ducha Świętego, będzie mandat misyjny, jeszcze wcześniej, po zmartwychwstaniu Jezusa. Więc tutaj możemy tak patrzeć na rozwój wspólnoty Kościoła od różnych stron, że to były różne elementy, ale tutaj mamy coś takiego też szczególnego, bo to jest najważniejszy, ostatni moment życia ziemskiego Jezusa, gdzie jest uczeń i jest Matka i oni są tutaj, zobaczmy, w funkcji, w jakiejś relacji z Jezusem: Matka Jego, uczeń, którego On miłuje. Czyli jest taka relacja wertykalna: Jezus – te dwie osoby. I Jezus w jakiś sposób łączy. Matka twoja, syn Twój. Jezus dochodzi do przekazania jednej osoby – drugiej. Do utworzenia właśnie takiej wspólnoty, gdzie Maryja staje się Matką ucznia, uczeń staje się synem Maryi, jakby w miejsce Jezusa, niektórzy tutaj widzą taki akt tej prawnej adopcji wskazujący też na to, że Maryja nie miała żadnych innych dzieci, które by mogły się Nią opiekować po śmierci Jezusa, więc tutaj właśnie Jan będzie nad Nią sprawował pieczę. Pewnie też to była prawda, ale to nie tylko to, że tutaj właśnie powstaje ta nowa wspólnota – Maryja staje się tą duchową Matka wszystkich uczniów i uczennic Jezusa Chrystusa, czyli wszyscy stajemy się braćmi, siostrami Jezusa, jesteśmy Jego rodziną. To jest właśnie ten moment, że kiedy Jezus oddaje swoje życie, On również nas wszystkich czyni swoją rodziną. To serce Maryi się tutaj rozszerza.
Są takie cudowne, duchowe interpretacje też, nawiązujące do tego, że Maryja pod krzyżem jest nową Rachelą. Rachela miała dwóch synów. To była ukochana żona Jakuba. Miała dwóch synów. Pierwszego Józefa, zresztą to była postać mesjańska, też się nie chcę rozwodzić na ten temat, to jest bardzo też ciekawa rzecz, którą się też często identyfikuje z Jezusem, bo to jest zbawca, który ratuje przecież i braci, i rodzinę, i ludzkość przed głodem. I też w jakiś sposób zapowiada Jezusa, zresztą to jego sprzedanie, odrzucenie też zapowiada mękę Jezusa, ale też jeszcze miała drugiego syna – Beniamina, przy którego narodzinach umiera. I ten Beniamin był też nazwany w tradycji żydowskiej ukochany, umiłowany. Podobnie jak ten uczeń stojący pod krzyżem, uczeń, którego Jezus miłował. I stąd powstały takie ciekawe interpretacje, że Maryja pod krzyżem przeżywa swoiste duchowe bóle porodowe właśnie tego drugiego, młodszego swojego syna, który symbolizuje cały Kościół, symbolizuje wszystkich uczniów, że to cierpienie, które Maryja łączy z cierpieniem Jezusa, ono staje się właśnie tym macierzyńskim rodzeniem wspólnoty Kościoła. Tutaj ta rzeczywistość śmierci Jezusa nabiera życiodajnego aspektu. Że to jest śmierć, która daje życie już, od razu, jeszcze zanim się dokona zmartwychwstanie, już rodzi się właśnie jakaś nowa, niezwykłą rzeczywistość. Rzeczywistość wspólnoty Jezusa.
Siostro, jak się tak zastanawiam, bo to jest takie niezwykłe, kiedy my czytamy Ewangelie z perspektywy czasu, a jednocześnie próbuję czasem wejść w tą sytuację i sobie wyobrazić ten krzyż, tych żołnierzy, ten cały spektakl, no bo tak trochę chodziło o to, żeby pokazać światu krzyżowanie, żeby ono było takie wyraźne i żeby ten ból i cierpienie było ogromne. I tą Maryję, i tego Jana pod krzyżem. Myśli Siostra, że wtedy jakby oni jako kościół już mogli mieć taki rodzaj percepcji tej sytuacji w ogóle, jak to?
Nie, jeszcze pewnie w tym momencie nie. Na pewno Maryja w zupełnie inny sposób przeżywała to wszystko, bo my widzimy, że Jej wiara jest na zupełnie innym poziomie, co nam chociażby scena w Kanie Galilejskiej pokazuje. Ona doskonale wie, z czym się zwrócić do Jezusa. Od razu rozumie, że ma wydać polecenia sługom. Ona funkcjonuje na zupełnie innych falach, w zupełnie innej rzeczywistości niż wszyscy inni pozostali, bo Ona ma zupełnie inną relację z Jezusem i Ona nie potrzebuje nawet chodzić do grobu Jezusa, bo Jej wiara jest po prostu inna, jest dojrzała. Nie znaczy to, że nie cierpi w tej sytuacji, ale przeżywa to wszystko zupełnie inaczej. Oczywiście też potrzebuje oświecenia, tej nowości zmartwychwstania, ale to już jest zupełnie inna rzeczywistość. Natomiast Kościół on dopiero wszystko to zaczyna rozumieć po zmartwychwstaniu Jezusa, a jeszcze bardziej po zesłaniu Ducha Świętego. To nie było tak wszystko zrozumiałe. To była po prostu ogromna tragedia.
Niemniej jednak też autorzy rzymscy podają takie informacje, że skazańcy podczas swojej agonii mogli wyrażać np. taką ostatnią wolę, co się zrobi
z jakimiś tam moimi dobrami. Obdarowywać spadkiem. No i właśnie Jezus to zrobił. Jezus to zrobił. Oddał wszystko do końca.
Gdybyśmy mieli wyjść spod krzyża i pójść nieco dalej, to pewnie spotkamy kolejne kobiety. Natomiast chciałbym, żebyśmy porozmawiali dzisiaj choćby o jednej – o Marii Magdalenie. To jest ta kobieta, która w ogóle jest patronką, nie wiem, czy Siostra wie, dominikanów. Dominikanie mówią, że to jest apostołka apostołów, więc też naszą patronką, jakoś tak blisko w sercu ją niesiemy. I to jest ta kobieta, która przychodzi do pustego grobu i szuka Pana Jezusa, i pyta ogrodnika.
I wszystkie Ewangelie o tym nam mówią. Natomiast Ewangelia Janowa eksponuje nam jej osobę, już bez innych kobiet, bo tam jest bardzo ważna droga, taka osobista droga do dochodzenia do wiary w zmartwychwstanie. Każdy ma swój czas, inaczej Piotr, inaczej umiłowany uczeń i inaczej Maria Magdalena, ale faktem jest, że ona wyrusza, biegnie do tego grobu, kiedy jeszcze jest ciemno. Już jest ranek, ale jeszcze jest ciemno i to też oznacza jej stan duchowy. Dla niej Jezus jest martwy, natomiast jej serce tęskni i ona chce po prostu przeżywać w tym grobie żałobę, bo 7 dni po śmierci bliskiej osoby przeżywano żałobę, chodzono do grobu, aby tam płakać. Możemy sobie przypomnieć historię Łazarza, że siostry i nawet znajomi Żydzi, którzy przybyli z Jerozolimy tam chodzili do grobu opłakiwać Łazarza…
I nawet czuli to opłakiwanie…
Tak. Więc tak to się wszystko działo. I Maria chce być po prostu blisko. Ona tego Jezusa straciła. Dla niej to jest niewyobrażalna klęska, cierpienie, ale ta miłość ją wypycha, aby do tego grobu biec pośród ciemności i tej zewnętrznej, i również w tej ciemności duchowej, w której się cały czas znajduje. Przychodzi, widzi kamień odsunięty od grobu, to jest znowu dla niej szokująca sprawa, bo jej się wydaje, że grób został zbeszczeszczony. Ona to tak rozumie: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie go położono. Czyli sugeruje apostołom wykradzenie zwłok Jezusa i to jest dla niej kolejny dramat, bo nie dosyć, że straciła Jezusa żywego, to jeszcze straciła Jezusa martwego. Więc już straciła totalnie wszystko, to jest taki moment totalnego ogołocenia, do którego człowiek może dojść również w swojej drodze wiary. Że ma jakieś swoje wyobrażenie Boga, jakąś swoją drogę, którą wcześniej kroczył, jakąś religijność, pobożność i nagle wszystko mu się rozsypuje. I nagle nie widzi sensu w niczym. Może to jest właśnie ten moment. Odkrycia czegoś nowego. Spotkania prawdziwego, żywego Jezusa zmartwychwstałego.
Ale też zwróćmy na to uwagę, że Maria Magdalena jest niesamowicie cierpliwa. Bo uczniowie przychodzą do grobu, widzą pusty grób, widzą tkaniny i odchodzą. Piotr niezdecydowany jeszcze, umiłowany uczeń ujrzał i uwierzył, a Marii Magdalenie to nie wystarczy. Ona tam nadal stoi i płacze. Widzi aniołów. Aniołowie zadają jej pytanie: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? To też jest znów taka bardzo piękna aluzja do Pieśni nad Pieśniami, bo tam jest też ten element, w trzecim rozdziale, poszukiwanie ukochanego przez ukochaną. Ona obchodzi w nocy miasto, pyta właśnie strażników: Czy widzieliście ukochanego mej duszy? I ona nie może sobie miejsca znaleźć, bo tak bardzo tęskni, tak bardzo kocha, tak bardzo chce się spotkać. I Maria Magdalena jest faktycznie opisana przez Jana w tym kluczu.
Ci aniołowie zadają jej pytanie, ale też nie ogłaszają orędzia o zmartwychwstaniu. To jest też bardzo ciekawy element teologii Janowej, bo pamiętamy, że u synoptyków anioł czy aniołowie ogłaszają: Nie ma Go tu, zmartwychwstał, jak powiedział! Takie orędzie otrzymują kobiety. W Ewangelii Janowej natomiast nie, z tego powodu, że u Jana tylko Jezus pełni funkcję objawicielską. Tylko On objawia Ojca. Objawia siebie. Objawia prawdę. Tylko On może to uczynić. Więc aniołowie są tutaj takimi świadkami, takim znakiem, że coś się zmienia, że wchodzimy w jakąś nową rzeczywistość, że to jest sytuacja dana od Boga, bo anioł, obecność anioła zawsze nam zwiastuje obecność Boga, ale Marii Magdaleny w ogóle to nawet nie wzrusza. Ona po prostu chce znaleźć te zwłoki Jezusa i żeby chociaż mieć cokolwiek, co wskazywałoby na Jego obecność. I wtedy w tej sytuacji pojawia się Jezus, a Maria Magdalena myśli, że to jest ogrodnik. I to jest cudowne, bo to nas odnosi do ogrodu Eden, do początku historii świata, jesteśmy w ogrodzie, też musimy to pamiętać, że Bóg był ogrodnikiem, bo Bóg ten ogród Eden dla człowieka zasadził, że pierwszy człowiek – Adam, też ten ogród miał uprawiać, więc też był ogrodnikiem.
Więc to nam cudownie pokazuje, jak historia zatoczyła koło, jak mamy rzeczywistość nowego stworzenia, jak mamy nowego Adama, mamy nową Ewę i nową ludzkość odnowioną, odkupioną i Maria Magdalena nie rozpoznaje Jezusa. To wskazuje na to, czy ciało po zmartwychwstaniu się zmienia, a może raczej czy rozpoznanie Jezusa to jest bardziej kwestia wiary niż percepcji zmysłowej. Być może tak. Ona nie wierzy, dla niej ten Jezus jest cały czas martwy, więc ona Go nie rozpoznaje. Nawet swoim wzrokiem. Pomimo, że Go bardzo dobrze znała. Była tyle czasu obok Niego. I dopiero głos Jezusa. To znaczy Jego słowo. Kiedy Jezus zwraca się do niej po imieniu – Mario, ona Go rozpoznaje. Jezus w Ewangelii Janowej mówił tak w symboliczny sposób: Moje owce słuchają mojego głosu. Ja znam je, a one idą za mną. I to jest właśnie ten moment, kiedy Maria rozpoznaje Jezusa po głosie, a właśnie tym, co również nam objawia obecność zmartwychwstałego, jest Jego głos, który rozbrzmiewa w Kościele, Jego słowo. Wiara w zmartwychwstanie rodzi się ze słuchania Słowa. To jest właśnie ta droga, do której jesteśmy zaproszeni. Oczywiście cudowny element: Nie dotykaj mnie!, czy przestań mnie dotykać. Raczej tak to musimy odczytywać, nie tyle – nie dotykaj mnie wcale, bo użyta tam grecka forma wskazuje, ze Maria Magdalena dotykała Jezusa, Jezus chce powiedzieć: Wystarczy! Możesz mnie dotknąć. Jezus pozwalał się dotykać, nie był niedotykalski, ale chodzi o to, żeby pokazać, że nie wracamy do tej relacji, która była. To już jest inna rzeczywistość. To już nie jest, Marii się może wydawało, że to jest ten sam ziemski Jezus, ale to już jest Jezus paschalny. Więc to już będzie inaczej, ty możesz mnie dotknąć, ale nie możesz mnie zatrzymać. Bo ja już jestem obecny z wami w innej rzeczywistości, duchowej, jako zmartwychwstały.
Więc gdzie ja mogę tego Jezusa spotkać? Jezus daje bardzo wyraźną wskazówkę: Idź do moich braci i powiedz im, i ogłoś im, że ja żyję! A zatem Jezusa spotykamy właśnie w misji Kościoła.
Czyli znowu wracamy do Kościoła, tak jak przy Marii?
Tak. Rzeczywistość zmartwychwstania się dokonuje w Kościele. Odkrywamy je w Kościele chociaż każdy oczywiście ma swoją drogę dochodzenia do spotkania ze Zmartwychwstałym, ale ten Zmartwychwstały jest obecny w Kościele. Potem przychodzi do wspólnoty swoich uczniów. Pierwszy dzień tygodnia, tam się im objawia, potem po ośmiu dniach, czyli w kolejną niedzielę, przychodzi do Tomasza. To jest bardzo wyraźny znak, że wtedy kiedy wspólnota gromadzi się na celebracji zmartwychwstania w niedzielę, która jest właśnie tą pamiątką, tam spotykamy Zmartwychwstałego. Tam On przychodzi do nas, objawia nam się poprzez słowo, poprzez Eucharystię i we wspólnocie Kościoła. I to jest bardzo wyraźne zadanie dla nas dzisiaj, wyzwanie, ale jednocześnie też Maria Magdalena jest dla nas taką cudowną patronką miłości i determinacji, takiego szalonego wręcz oczekiwania, szukania Chrystusa i w końcu Go spotyka i w końcu ogłasza, że jest Żyjącym.
Mnie fascynuje w tym fragmencie Ewangelii, tak się podzielę z Siostrą, ten moment właśnie, że ona Go chce zatrzymać. Znaczy, dla mnie to jest taki bardzo wyraźny symbol tego, jak bardzo ona Go kocha po prostu. Tak sobie myślę, że jeśli my kogoś bardzo kochamy, to chcemy, żeby On ciągle był z nami, prawda? To jakoś było takie dla mnie takie niesamowite. Też podzielę się drugą myślą, którą miałem, tak a propos przychodzenia zmartwychwstałego Pana do wspólnoty Kościoła, bo w Ewangeliach mamy też to świadectwo, kiedy Pan Jezus zmartwychwstały dołącza się do dwóch uczniów dokładnie idących w drugą stronę, do domu w jakiejś małej wiosce, z dala od Jerozolimy, no może nie z dala, ale w przeciwnym kierunku niż Jerozolima, do Emaus i gdzieś myślę sobie, że też Bóg przychodzi do tych ludzi, którzy też niekoniecznie są tak super w środku i że daje im siebie i próbuje im wyjaśnić Pismo.
Dokładnie tak jest. Ale też musimy pamiętać, że nawet ci, którzy byli w Jerozolimie, to oni nie byli jeszcze takim Kościołem, oni przeżywali dramat, znaczy byli, ale byli jeszcze rozbici ogromnie. Jezus pragnął ich scalić, objawić im swoje przebaczenie, swoją łaskę, swój pokój. Oni mieli poczucie porażki. Przecież oni Jezusa zawiedli, całkowicie, z wyjątkiem tego umiłowanego ucznia. Nie byli przy Nim. Więc oni potrzebują właśnie doświadczyć właśnie uzdrowienia, scalenia, zespolenia jako wspólnota, która będzie posłana do misji. Do głoszenia Jezusa zmartwychwstałego. I to się właśnie dokonuje. Czy są to ci, którzy uciekają z tej Jerozolimy do Emaus, która im się kojarzy właśnie ze śmiercią i z rozczarowaniem, z porażką, Jezus daje im poznać rzeczywistość drogi krzyża poprzez słowo, poprzez chleb łamany i oni powracają, odkrywają sens bycia w tej wspólnocie, bo wracają do tej wspólnoty już przemienieni. Po doświadczeniu spotkania ze Zmartwychwstałym. To jest właśnie cudowna rzeczywistość, która nas nieustannie odnawia i zmienia, bo my to Emaus na każdej Eucharystii przeżywamy. Potem mamy wracać do naszej rzeczywistości i płonąć, i dzielić się waśnie tym doświadczeniem, że Jezus żyje. I przemienia nasze życie nieustannie.
Chciałbym zadać jeszcze jedno pytanie. Bo rozmawialiśmy o Marii Magdalenie i przed naszym nagraniem dostałem takie pytanie od jednego ze słuchaczy, a właściwie od kobiety, czyli od słuchaczki, z prośbą żebym zadał Siostrze pytanie dotyczące Marii Magdaleny, ponieważ niektórzy twierdzą, że Maria Magdalena była żoną Jezusa. Czy w ogóle to z historycznego punktu widzenia ma rację bytu i jak na to popatrzeć?
Jezus nie miał żadnej ziemskiej żony i to tłumaczy św. Klemens Aleksandryjski w Kobiercach, że był nie tylko prawdziwym człowiekiem, ale i prawdziwym Bogiem i nie potrzebował takiego rodzaju związku i miał zupełnie inne podejście do miłości nie takiej wyłącznej do jednej osoby, ale do wszystkich. On po prostu tą Bożą i ludzką miłością totalnie zintegrowaną kochał każdego człowieka, nie wybierając jakoś jednej konkretnej osoby. Więc to jest całkowita pewność tej rzeczywistości.
Jeżeli byłoby inaczej, to Ewangelie by nam na pewno to przekazały, bo w judaizmie tamtych czasów zresztą powszechna była rzeczywistość małżeństwa nauczycieli żydowskich. Rzeczą bardzo rzadką było właśnie niewchodzenie w związki małżeńskie. Byli tacy ludzie w judaizmie, ale było to bardzo rzadkie. Natomiast, skąd też to odniesienie do Marii Magdaleny? Tego rodzaju szczególną relację podjęły, znajdziemy w apokryficznych ewangeliach gnostyckich, czy to ewangelia Filipa, ewangelia Tomasza, to są takie pisma, które nie zostały uznane przez Kościół jako kanoniczne, jako prawdziwe, ponieważ powstały w sektach, które się wywodziły z rzeczywistości gnozy, czyli takich – możemy powiedzieć – prądów myślowych bardzo mocno ukierunkowanych na rzeczywistość wiedzy, poznania, gnozy. Gnoza to znaczy właśnie wiedza. Czyli ja otrzymuję zbawienie przez szczególne wtajemniczenie. Przez szczególną wiedzę i tego rodzaju ugrupowania one istniały i w łonie judaizmu, i potem też w łonie chrześcijaństwa. Oni się wykluczali z oficjalnego nurtu wspólnoty Kościoła, no i właśnie sobie tworzyli swoje pisma, takie sekciarskie, byśmy powiedzieli. I żeby te pisma miały wartość, no to nadawano im imię jakiegoś ważnego apostoła, no i potrzebni byli patroni. Maria Magdalena tutaj była taką świetną patronką dla nich, dlatego że Ewangelia Janowa mówi, taki zapis nam pozostawia, Maria Magdalena przychodzi do uczniów i mówi: Widziałam Pana i to mi powiedział.
No właśnie, co powiedział? Ma jakąś tajemniczą wiedzę, której nie miał Piotr, nie miał Jan, nie mieli pozostali apostołowie i gnostycy właśnie uważali, że Maria Magdalena no właśnie była w jakiejś bardzo szczególnej relacji, nawet takim fizycznym kontakcie, jakiejś czułości, pocałunków z Jezusem. Co oczywiście dla gnostyków nie miało kontekstu seksualnego, tylko miało znaczenie przekazywania wiedzy przez pocałunek, bo tam się ta wiedza po prostu liczyła, bardziej rzeczy duchowe niż cielesne, bo gnostycy byli ugrupowaniem o takich, możemy powiedzieć, korzeniach platońskich, czy neoplatońskich. No i tyle.
A potem pojawiły się inne różnego rodzaju apokryfy historie, możemy o nich poczytać, bo one są już też opublikowane, czy choćby tzw. Ewangelia żony Jezusa, takie też starożytne koptyjskie fałszerstwo, które zostało wykryte no właśnie, że Jezus mówi: To jest moja żona. Tak że tekst fałszywy. Także było sporo takich fałszerstw i w starożytności, w średniowieczu i właśnie znawcy pism starożytnych, paleografowie, są to w stanie zidentyfikować, odkryć różnego rodzaju błędy, sprawdzają materiał, sprawdzają atrament. Nawet gramatykę porównują, skąd to mogło być zaczerpnięte, przepisane, więc, kiedy się pojawiają zwłaszcza w okresie bliskości Świąt Wielkanocy, różnego rodzaju rewelacje w internetach, że nagle nareszcie odkryliśmy prawdę, i to i to czy tamto, przyjmujmy to spokojnie. Nauka się pochyla nad też takimi zagadnieniami i to już było przerabiane, i też musimy po prostu wiedzieć, że te wszelkiego rodzaju rewelacje, które potem zostały też wykorzystane w różnych innych książkach Kod Leonardo da Vinci itp., itd., no to to jest właśnie bazowanie na tych wszystkich rewelacjach gnostyckich, które no już właściwie w czasach ojców apostolskich – Klemens Aleksandryjski czy Ireneusz bardzo mocno te teksty zwalczali.
To jest w ogóle ciekawe jak gnostycy podchodzili do tematu tej potencjalnej relacji, a jak my ją czytamy. No bo tutaj widać tak dużą różnicę, że dla nich jednak wiedza była tym, co królowało, a dla nas od razu otwierają się konteksty seksualne, relacyjne i cały szereg takich rzeczy. Bardzo, Siostro, dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie.
Ja również dziękuję. Bardzo miło.
Cieszę się, że mogliśmy porozmawiać o Piśmie Świętym, o kobietach w tym okresie okołopaschalnym. Dzięki wielkie.
Dziękuję również i pozdrawiam serdecznie.
Z Panem Bogiem.
Z Bogiem.