101: Od lęku, niepokoju, konfliktu, perfekcjonizmu i skrupułów do wolności

Udostępnij

Idealni, perfekcyjni, przepełnieni lękiem – upokarzają sami siebie. Czasami stają się obiektem drwin innych, ale często są po prostu niezrozumiani. Drażniący. SKRUPULANCI!
W dzisiejszym odcinku mój gość przybliży nam problem skrupulanctwa, który może dotyczyć różnych sfer naszego życia, także tych religijno-duchowych. Wyjaśni genezę tego zjawiska, prowadzącego do nadmiernej i bolesnej tendencji skupiania się na detalach. Zaznajomimy się z psychologicznym portretem osoby borykającej się z tym bez wątpienia wewnętrznym cierpieniem. W tym odcinku nie ograniczymy się jedynie do teoretycznego zrozumienia przyczyn i cech skrupulanctwa, ale także dowiemy się, jakie odpowiednie narzędzia możemy wykorzystać, aby skutecznie poradzić sobie ze sztywnością, surowością i ogarniającym nas lękiem przed byciem nieidealnymi. Być może dzięki tej wiedzy i świadomości problemu będziemy coraz częściej zdolni świadomie wybierać więzy miłości ponad więzami prawa, jednocześnie dając sobie szansę czerpania zdrowej przyjemności z życia, przeżywanej i wyznawanej przez nas wiary, oraz z relacji zarówno z samym sobą, jak i z innymi. Bez strachu! Bez fobii. W wolności!

Dla wielu osób skrupuły, skupianie się na jakimś szczególe lub detalu to sprawa życia i śmierci, a taka droga – według nich – prowadzi do tej niezwykłej i istotnej prawości w swoim życiu. Skąd skrupuły się biorą, dokąd prowadzą i jak im przeciwdziałać, zarówno w aspekcie psychologicznym jak i duchowym opowie Tomasz Franc. Dominikanin, psycholog i psychoterapeuta, na co dzień pracujący w szpitalu, aktywnie zajmujący się pracą z ludźmi.

W mojej drodze duszpasterskiej spotykam osoby, które nieustannie wracają do pewnych rzeczy, zatrzymują się na detalach, eksplorują je. Czy jesteśmy w stanie stwierdzić skąd tego typu postawy czy zachowania się biorą? Można rozdzielić ten mechanizm na psychologiczny i duszpasterski?

To bardzo trudne pytanie Dawidzie. Gdy interesowałem się tą tematyką w literaturze, to nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi.
Jednak dwie perspektywy które można wyróżnić to właśnie psychoanalityczna, która zwraca uwagę przede wszystkim na to, co w nas jest jakoś nieuświadomione w kontekście konfliktów wewnętrznych. Takich konfliktów między chcę, a nie chcę, między pragnę, a boję się, między powinienem, a nie mogę, albo między bardzo chciałbym czegoś zakazanego, albo odczułem z tego powodu jakąś presję, poczucie winy i tak dalej. Każdy z nas takie konflikty nosi. Są one zakorzenione bardzo mocno już w pierwszych latach naszego życia. Począwszy od wychowania, a później przez różnego rodzaju systemy religijne, kulturalne czy kulturowe i wychowawcze.
Drugą taką perspektywą jest na pewno teoria behawioralno-poznawcza związana bardziej z modelowaniem, czy z taką sytuacją, w której gdzieś pod wpływem bodźców zewnętrznych wytwarza się w nas jakieś przerażenie, przestrach, lęk, obawa, napastliwość jakiejś rzeczywistości, która wkracza w naturalną ciekawość związaną z cielesnością, seksualnością, z jakimś obszarem namiętności i nagle coś nas przestrasza, jakaś intruzja, lęk, obawa, czy o nasze życie, czy o naszą cielesność. Zaczyna się w nas meldować pewien schemat ucieczki, czy radzenie sobie z lękiem przez unikanie, zaprzeczanie oraz wypieranie.
Należy tu podkreślić trzy rzeczy jakie cechują konflikt o którym mówimy. Po pierwsze ukryty konflikt, który nie może być wyrażony w sposób produktywny i naturalny. Po drugie konflikt jest zawsze związany z jakąś presją wyparcia w sferę nieświadomego, nieakceptowanego, nie przyjmowanego, nie wyrażonego, ukrytego. A po trzecie wyrażony na zewnątrz bardzo zaskakujący, zawstydzający sposób właśnie w skrupułach, obsesjach, czasem też w kompulsjach.

Czyli dlatego, że przeżywamy jakieś konflikty wewnętrzne to w efekcie skupiamy się na detalu, tak?

W ten sposób można by powiedzieć, kiedy się bardzo boimy, ponieważ konflikty wewnętrzne są naturalne. Myślimy sobie o tym, co chcemy osiągnąć w naszym życiu. na przykład zakochaliśmy się w jakiejś zakazanej dla nas osobie, albo takiej, której obawiamy się wyrazić swoją miłość. Mamy pożądanie seksualne w stosunku do osoby, wokół której nie powinniśmy tych zainteresowań wyrażać. Chcemy na przykład coś osiągnąć, a jesteśmy za coś jednocześnie karani przez nasze superego, albo inaczej mówiąc przez sumienie. Wtedy chcąc uniknąć tego konfliktu: chcę, ale nie potrafię, nie mogę, jest mi to zabronione, musimy coś z tym niepokojem i poczuciem winy zrobić. Najczęściej chowamy to przed sobą, bo trudno jest w sobie to uznać. Jasno wyrazić: boję się, ale podejmuję z tym rozmowę, dialog, podejmuję jakieś działanie, przekonuję się, wyrażam to, próbuję, negocjuję w sobie.
Gdybyśmy zdrowo podchodzili do tematu to mielibyśmy dwie drogi. Albo w końcu to zrealizowali albo nie, ponosząc konsekwencje podjętej decyzji.
Jeśli natomiast jest to chore rozwiązanie, takie właśnie konfliktowe, to raczej unikamy kontaktu z naszym problemem. Za wszelką cenę nie chcemy mieć kontaktu z odpowiedzialnością za coś czego w sobie nie możemy zaakceptować.
W ten sposób drobiazgowość, o której mówimy, skrupulanctwo, wyraża się w próbie bardzo szczegółowego zaprzeczenia tym nieakceptowanym we mnie impulsom, Zaczyna się wtedy myślenie i analiza tych myśli. Czy były one czyste czy nie, Czy moje spojrzenie było czyste, zachowanie- czyste czy nie? Coś, co w zdrowym przypadku naturalnie przychodzi do głowy, tu jest poddane drobiazgowej, perfekcyjnej ocenie, która jest jednocześnie niezwykle surowa.

Czy jesteśmy w stanie wytłumaczyć ten mechanizm na jakiejś hipotetycznej historii? Załóżmy, że na przykład ja konkretnie zakochałem się w jakiejś kobiecie. Ale jestem zakonnikiem, więc wybieram rzeczywistość zakonną. Wchodzę w konflikt i mówię sobie: ja się nie zakochałem. Spycham go w moją nieświadomość i potem wszędzie zaczynam widzieć grzech? Czy tak działa ten mechanizm?

Tak, bardzo dobry przykład. Zakochuję się, albo wzbudziły się we mnie jakieś uczucia czy myśli erotyczne do kobiety, albo do mężczyzny- to jest jeszcze bardziej wrażliwy temat. Czasem mogą przyjść do mnie impulsy, To jest naturalne, że tego typu myśli mogą się pojawić, ale jestem bardzo zlękniony o swoją tożsamość. Boję się tego, bardzo tego nie chcę i zaczynam to ukrywać. Później jakiekolwiek myśli, uczucia związane z taką czułością, wrażliwością w stosunku do mężczyzny czy do męskości, wcale nie w kontekście erotycznym czy seksualnym, mogą być tak mocno prześladowane we mnie, że zacznę przerabiać je w jakiś sposób prześladowczy wobec siebie. Zaczynam unikać jakichkolwiek skojarzeń, myśli, obaw, mogę zacząć się kontrolować, obwiniać. Mogę w innych też próbować to wytępić. Mogę stać się bardzo takim ascetycznym, kontrolującym, generalnie mocno zaprzeczającym czemuś, co wcale nie jest ani grzeszne, ani nie świadczy o mojej tożsamości. Po prostu miałem myśl, która od razu na początku była nacechowana jakimś wewnętrznym oporem i takim lękiem.

O to, że moja tożsamość seksualna na przykład jest inna jeżeli miałbym system obronny, tak?

System obronny, jeśli miałbym jakąś niepewność w stosunku do swojej tożsamości I na przykład obawiałbym się, że jakakolwiek myśli niespójna z nią jest atakiem na tą tożsamość, to mógłbym tak mocno się tego przerazić, że spycham w to w jakąś sferę nieświadomości I zaczynam być bardzo przewrażliwiony na to, żeby nie mieć jakichkolwiek myśli, a im bardziej ich nie chce mieć, tak działa ta obsesja, tym bardziej 1 się pojawiają. Bardziej mnie zacząłem prześladować. Mam z tego powodu lęki, poczucie winy, opór, niechęć. Zaczynam też mieć takie bardzo obsesyjne, rozbudowane, niechciane, nieakceptowane, zawstydzające myśli właśnie w tym temacie. Paradoksalnie coś, czego mógł uniknąć nagle staje się takim prześladowczym demonem we mnie.

Czy możesz podać jakiś inny przykład właśnie takich konfliktów, które potem mogą przerodzić się w różnego rodzaju skrupulanctwo, skupienie się na szczególe?

Na przykład żona jest zirytowana zachowaniem męża. Denerwuje się na niego, ale ma w sobie bardzo dużo nieakceptacji wobec jakichś negatywnych uczuć. Zawsze chce być porządną kochającą żoną i przy tej jakiejś kłótni ma przelotną myśl o tym, że najchętniej by męża zamordowała, bo zobaczyła akurat nóż. Czasem się tak zdarza, prawda? I zaczyna się przerażać tym, że mogłaby być do tego zdolna. Zaczyna się podejrzewać o to, że skoro byłaby zdolna zamordować męża, to jest mordercą. Skoro ma takie myśli, zaczyna się zastanawiać dlaczego to robi, pojawia się lęk. I wtedy przeradza się to również w kompulsję, czyli zachowanie na widok noży, mające na celu unikać takich sytuacji, kiedy nóż jest blisko. Ponieważ ma już nie tylko myśl natrętną pod tytułem: Weź to, zabij go, zrób to, albo rzuć ten nóż w niego, nienawidzisz. Myśli oskarżające, że zaczyna też się od tego odsuwać, bać się obecności tych neutralnych, kuchennych przedmiotów.

Ciekawe czym kroić cebulę wtedy?

No tak, to jest bardzo trudne, aczkolwiek w takim momencie na pewno nie można ulegać temu, żeby się rzeczywiście w to dyktando tych myśli dostosować, prawda? Nie trzeba unikać wtedy kuchni, czy nie trzeba uniknąć męskiego towarzystwa, czy kobiecego towarzystwa, jeśli nie akceptuje jakimś swoich impulsów erotycznych czy emocjonalnych.
Opis nienawiści i noża obrazuje traumatyzację wrażliwości danej osobyu. To takie uświadomienie sobie,że mam impulsy śmiercionośne w sobie i tak się tego boję, że kojarzę to poprzez sytuację kontekst właśnie z nożem. Zaczyna się na przykład modelować swoje zaufanie w taki sposób, żeby unikać sytuacji, w których by się mogło to pojawić.

Dlaczego to przejawia się potem w religijności, w życiu religijnym i duchowym? Jakie tu mamy połączenie?

To jest bardzo trudne pytanie. Na pewno nie można pomyśleć o tym, że nerwica eklezjogenna, bo tak też w starszych podręcznikach mówi się o tym aspekcie obsesji, kompulsji związanych z religijnością jest związana w ogóle z wiarą czy z religią. To jest nieprawdziwe twierdzenie, sugerujące, że bycie osobą wierzącą czy religijną jest nacechowane niszczeniem tych biednych, słabych jednostek, co nie jest prawdą. Ale pewien stosunek podejścia do religijności może być wadliwy. Bierze się on najczęściej z wychowania i wrażliwości. Często taka nerwica powstaje w sytuacji np.: kiedy mamy jakieś autorytety, które raczej zwracają uwagę w naszym religijnym wychowaniu na surowość, na zasadność, na prawo. Za bezbłędność jesteśmy nagradzani, a karani za różnego rodzaju błędy. Gdy jest w nas pielęgnowana taka sztywna religijność, która wyraża się bardziej rytualizmem niż akceptacją różnego rodzaju cieni, szarości, słabości w nas.
Druga ścieżka też bardzo często spotykana, to sytuacja, kiedy prowadzę życie dosyć szerokie, rozwiązłe, czy takie niechrześcijańskie i nagle się nawracam. Bardzo mocno chcę siłą woli mocno kontrolować to wszystko, co wcześniej było takie rozpuszczone. I to jest niestety często źródło bardzo bolesnego doświadczenia, bo to tak jakbyśmy wolą chcieli nagle uporządkować coś, co wymaga czasu i pewnego wychowania na nowo do życia chrześcijańskiego. I stajemy się albo fałszywie religijni, czyli: będę teraz nawróconym konwertytą i będę zaprzeczał bardzo mocno temu wszystkiemu, czym do tej pory żyłem, albo stajemy się bardzo zalęknieni, nadwrażliwi w sumieniu, przed tym, że wszystko to co do tej pory było, było złe. Więc muszę być obsesyjnie podejrzliwy do jakiegokolwiek impulsu. W momencie, gdy dojdzie do tego brak wiedzy, że czym innym jest myśl, czym innym czyn czy uczucie. One nie mają równości. Czym innym jest grzech lekki i ciężki. Jeśli tej wiedzy nie ma, no to wszystko co nieakceptowane i niechrześcijańskie staje się czymś złym i trzeba temu zaprzeczyć.
Czyli mamy dwa wrażliwe momenty. Pierwsze to wychowanie od dzieciństwa, a drugie nagłe nawrócenie, które nie jest związane z rozwojem religijnym. Gdzie nie ma mądrego towarzyszenia osób wierzących tej osobie, tylko jest takim zaprzęgnięciem siłą woli do bycia chrześcijaninem.

Obie te sytuacje można trochę połączyć? Czy trzeba się zaprzeć w myśl tego, że człowiek jest ponad te szczegóły, drobnostki, bo inaczej nie będzie zbawiony?

Tak, myślę, że tak. To jest bardzo ciekawe. Myślę, że w pierwszym rzucie osoba skrupulatna jawi się nam często jako bardzo słaba, bardzo niepodatna, uszczegółująca swoje życie, nie mogąca podjąć decyzji. Lecz gdybyśmy towarzyszyli takiej osobie długi czas, okazałoby się, że to jest najczęściej osoba niezwykle trudno przekonywalna, bardzo uparta, w pewnym sensie wyniosła, usztywniona i spętana perfekcjonizmem. I to jest ta druga twarz tej choroby, dysfunkcji. Pierwsza jest nadwrażliwa, a ta druga ogromnie sztywna, często ukryta.

Jak klasyfikujemy ten problem od strony psychologicznej? Jako chorobę właśnie, czy bardziej dysfunkcję?

Choroba zaczyna się wtedy, kiedy to co przeżywamy staje się źródłem jakiejś naszej dysfunkcji. Uniemożliwia nam prawidłowe funkcjonowanie i spełnianie normalnych pragnień, ale także na przykład religijnych aktów w sposób wolny, ale także mówiąc prosto: grzeszenie i normalne nawracanie się. Jeśli jesteśmy wtedy tak niezdrowo religijnie czyści i każdy grzech staje się dla nas źródłem niezwykłego cierpienia i upokorzenia, nie możemy sobie z tym poradzić w taki akceptujący naturalny sposób licząc na miłosierdzie Boże,( nie mam na myśli lekceważenia), to wtedy staję się to źródłem cierpienia. Czyli choroba zaczyna się tam, gdzie z dysfunkcji albo z czegoś, co staje się dla mnie problemem, trudnością zaczyna się cierpienie. I gdy to cierpienie zaczyna się jakoś przenosić na moją stałą trudność w normalnym funkcjonowaniu, gdy zaczynam unikać pewnych dla mnie naturalnych obszarów realizacji, albo utrudniam realizowanie jakichś swoich pragnień, nie mogę się związać, nie mogę być blisko, nie mogę wyrazić miłości, nie akceptuję swojej seksualności, moja religijność staje się wypaczona. I w końcu jest to cierpienie na końcu, wtedy można mówić o chorobie.

Idąc tym przykładem, mężczyzną zakochanym w mężczyźnie, moglibyśmy mówić o chorobie, gdyby ta osoba przestałaby w ogóle mieć kontakt z innymi mężczyznami, unikać innych, nie mieć przyjaźni i wykluczać się społecznie?

Jeżeli to uczucie, które jest wyrażone w stosunku mężczyzny do mężczyzny, bez kontekstu homoseksualnego, staje się dla mnie lękiem, że jestem osobą homoseksualną, ponieważ mam takie uczucia, które mogą się zdarzyć w przyjaźniach, głębokich relacjach, I tak mocno się tego przerażam i boję, że zaczynam się z tego wycofywać i prześladować. Gdy to uczucie staje się źródłem tego, że w ogóle deprecjonuje w sobie przede wszystkim męskość, albo zaczynam prześladować inne osoby za ich rzekomą rozwiązłość homoseksualną. Gdy staram się być bardzo perfekcyjnie skupiony na tym, żeby nie mieć żadnych pobudek seksualnych, czy emocjonalnych, no to cierpię z tego powodu, jak się pojawi takie uczucie jakakolwiek z głębokiego poczucia winy. Jest to zdecydowanie źródło choroby.

Czy nie odnosisz czasem takiego wrażenia jako duszpasterz, że osoby uwikłane w skrupuły, ale jeszcze nie chorobowo, tylko bardziej dysfunkcyjnie, mają tendencje do myślenia o sobie jako o prawdziwych chrześcijanach, skoncentrowanych na Panu Bogu, przekonanych o swoim powołaniu, widzących wszystkie drobnostki, widzących swoje winy i dziwiących się, czemu inni nie są tak samo skoncentrowani na Bogu?

Nie za bardzo, ale jeśli już, to mogę się zgodzić z tym, że jest to w pewien sposób ukryte. Te osoby rzeczywiście są o wiele bardziej surowe dla siebie samych. Klasyfikują siebie w wyższych kategoriach moralnych, etycznych czy wymaganiach. Inni mogą, ale one nie mogą pewnych rzeczy realizować, czy robić. I ta surowość się jest wymierzona w siebie samych, na podstawie czasem absurdalnych dla obserwatora wymagań i uszczegółowień. Ale niestety na końcu najczęściej te osoby są bardzo surowe. Jeśli już oceniają siebie czy innych, to tam kończy się surowością, a czasem nawet nadają sobie prawo do tego by oceniać, że skoro ja potrafiłem, to dlaczego ktoś nie może? Albo jeżeli ja potrafię, to dlaczego nie mam wymagać od innych?Wtedy mówimy o drugim dnie ukrytej wrażliwości osoby skrupulatnej. Niezwykła surowość i wielkościowość ale ukryta.

To takie zdania które można usłyszeć: Przecież ja potrafię to dlaczego inni nie umieją, albo tak nie robią, albo tak nie postępują. Myślę, że jako duszpasterz, pierwszym moim zadaniem jest zwrócenie, czy naprowadzenie takiej osoby na to, że ona ma tendencje do bycia skrupulatnym. Coraz więcej osób taką ma świadomość, że rzeczywiście są zbytnio skrupulatni, ale wiele osób też nie ma takiego poczucia. Jak to metaforyczne lustro zakładać, żeby to dało się zobaczyć swoje odbicie.

Trudne pytanie. Kierowałbym te osoby na kontakt z rzeczywistością taką, która mogłaby być testem. Spytałbym się, czy otoczenie tej osoby nie cierpi z jej powodu? Czy osoba ma taki kontakt otoczeniem, żeby mieć świadomość tego, że otoczenie cierpi. Jeśli nie ma, to wina leży po stronie choroby i to głębokiej, bo obsesjach, kompulsjach, natręctwach ten kontakt z rzeczywistością jest zachowany. Więc jeśli mamy do czynienia z takim klasycznym skrupułem czy skrupulantem, to na pewno ma kontakt z otoczeniem. Może to otoczenie różnie traktować, ale można by zadać pytanie, na ile inni się martwią tym jego stanem, czy jego zachowaniem. Na ile jest w stanie przyjąć czyjeś opinie, że przesadza, albo że jest nadmiernie surowy, lub że powinien zmienić sposób myślenia. Za długo się modli albo zbyt często chodzi do spowiedzi. Jeśli jest w stanie wziąć to pod uwagę i te przykłady jakoś potraktować jako życzliwe w kierunku myślenia nad sobą to jest to po stronie zdrowia, a jeżeli traktuje to jako atak na to co on czy ona powinni spełniać, no to jest to po stronie choroby.
Czyli tutaj bym to lustro ustawiał w taki sposób, żebym zadał głębsze pytania na przykład: jak reagują twoi bliscy na to, co mi mówisz? Jak oni reagują na to, że modlisz się trzy godziny dziennie, albo że jesteś tak surowy wobec się albo tak przewrażliwiony na punkcie różnego rodzaju uszczegółowionych norm moralnych, prawda? Albo tak surowy wobec swoich pragnień emocjonalnych, seksualnych itd.

Czy wystarczy wiedzieć, żeby zmienić swoje wady, czy raczej ten proces wymaga towarzyszenia przez dłuższy czas takiej osobie.

Wiedza to tylko początek. Często jest takim fałszywym oczekiwaniem od osoby skrupulatnej, bo ona domaga się ciągłego uszczegółowienia i wiedzy i poznania. Ma fałszywe przekonanie, że jak będzie wiedziała, to już w końcu będzie miała ulgę. Skrupuły nie są problemem wiedzy, bo tej wiedzy jest zawsze w nadmiarze można ją uzyskać. Skrupuły są problemem lęku przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie. I przed wytrzymaniem presji oskarżeń, które w sobie mam, czyli to jest problem emocjonalny przede wszystkim. Dlatego tutaj jeśli moglibyśmy mówić o pewnej drodze wychodzenia, to istotnym jest długoterminowość tego procesu. Jeśli chodzi o skrupuły, to bym zachęcił, czy radziłbym, jak to niektórzy mówią zaufać autorytetowi spowiednika, ale w taki sposób bardzo racjonalny. To znaczy, że muszę zawiesić w pewnym sensie ciągłą eksplorację i poszukiwanie kolejnego autorytetu. Jeśli mam oprzeć się na jakimś zdrowiu, to muszę znaleźć autorytet krańcowy, taki, którym jest katechizm, czy spowiednik, który cytuje katechizm. I nie szukam i nie uszczegóławiam więcej.
I to jest pierwszy, najważniejszy moment, kiedy jestem w stanie się zatrzymać, wytrzymać to napięcie związane z atakiem emocji. A druga rzecz jaka jest bardzo istotna, to to, żeby zacząć podchodzić do siebie z pewnego rodzaju dystansem, bo skrupuły mają utajoną broń, którą jest egocentryzm. One bardzo mocno koncentrują na sobie. Ja muszę ciągle dbać o to, żeby być w dobrym stanie emocjonalnym, a otwarcie oczu na potrzeby innych, na relacje z innymi, na pewnego rodzaju zdolność rozpraszania się dekoncentrowanie z siebie samego jest drugą taką bardzo istotną ważną radą.
Reszta dotyczy technik związanych ze spowiadaniem się. I tu na pewno jako spowiednicy możemy trochę poradzić osobom skrupulatnym, w jaki sposób do takiej spowiedzi się przygotowywać, czy jak ją przeżywać.

W jaki sposób miałaby się przygotować osoba, która notorycznie ma skrupuły i przychodzi do spowiedzi? Co byś jej doradził?

Przede wszystkim poradziłbym żeby ta spowiedź nie była częstą spowiedzią i żeby nie była uzależniona od lęku emocjonalnego. Powinna być uzależniona od pewnego rodzaju decyzji związanej z tym, że spowiadam się na przykład raz na dwa miesiące. To jest w ogóle szalenie trudne dla osób w skrupułach, ponieważ skrupuły popychają mnie do tego, żeby ciągle przeżywać ulgę emocjonalną. I spowiedź zaczynam traktować jako odczarowanie czy rytuał, który ma mi dać tą ulgę. Czyli nie chodzi już o sakrament, o spotkanie z Bogiem, tylko o moje emocje. Więc ustawienie spowiedzi konkretnie raz na miesiąc, raz na dwa miesiące w bardzo jasnym kryterium czasowym da mi tą szansę, że będę się spowiadał niezależnie od swoich emocji,, to po pierwsze.
Po drugie zawsze spowiadać się według jasno określonych norm chociażby dekalogu. Nic poza tym, dekalog jest najbardziej istotny, to jest dziesięć przykazań, dziesięć pytań.
Po trzecie, nigdy nie spowiadać się z myśli i zawsze je uogólniać. Osoby skrupulatne mają tendencję do tego, żeby wyjawiać nawet z największym wstydem różnego rodzaju myśli, czy niepokoje emocjonalne. Należy uogólniać na przykład miałam nieczyste myśli albo nieczyste pragnienia.
Po czwarte nigdy nie wracać do grzechów, które się popełniło i spowiadało się z nich wcześniej. Zawsze spowiadać się do ostatniej spowiedzi, nigdy wcześniej. Z tą ufnością że spowiedź zawsze dotyczy tego okresu, który jest od ostatniej spowiedzi. Przeznaczać bardzo konkretną ilość czasu na rachunek sumienia nie codzienny, ale tuż przed spowiedzią. Na przykład piętnaście minut i kropka, wiedząc, że Pan Bóg jest Bogiem czasu i on działa ponad te piętnaście minut, a mnie tyle minut wystarczy. Niekoniecznie trzeba mieć stałego spowiednika, co raczej stałą duchowość spowiadających na przykład, franciszkanie, jezuici, dominikanie, księża diecezjalni z danej parafii, gdzie jakoś doświadczam szacunku i otwartości.
Bardzo ważnym jest niezapisywanie grzechów na kartkach. To jest też bardzo częste u osób skrupulatnych.Muszą to bardzo szczegółowo wypowiedzieć czy przeczytać. Ale kartka ma taką wadliwość, że im bardziej zapisuję, tym bardziej sobie utrwalam, a powinienem uczyć się tego, żeby nie pamiętać precyzyjnie, tylko bardziej ogólnie, bardziej elastycznie, w otwarty sposób, nie taki sztywno kontrolujący.
Nie należy przerywać spowiednikowi, kiedy zacznie mówić pokutę. To jest bardzo ważne, bo często wtedy taka osoba koncentruje się na tym, żeby coś dodać i jeszcze bardziej zanurza się w swoim świecie. Powinna przyjąć z szacunkiem pewien wymiar rzeczywistości jakim jest sakrament. To polega na tym, że wypowiadam swoje grzechy, a później ten, który słucha tych grzechów wypowiada tą formułę dla siebie.

Proszę ojca, bo jeszcze sobie coś przypomniałem. Ja chciałbym dodać na koniec…

Tego nie mówimy, bo ufamy w to, że Pan Bóg jest ponad tym i Pan Bóg nie jest bohaterem, który tylko liczy i czyha na nasze potknięcia, tylko jest w tym naszym zapomnieniu, być może też jego łaska.

Mógłbym ojca o coś zapytać, bo mi się wydaje, że taka sytuacja, która miała miejsc, była grzechem, przechodziłem obok samochodu, no i być może się tam wgięła ta blacha, no nie pamiętam, ale jak ojciec by to rozstrzygnął? Czy jest grzech czy nie ma grzechu?

Często to są takie pytania i one nie są zawstydzające spowiednika i osobę spowiadającą się, natomiast trzeba powiedzieć, że to nie jest materia tych dziesięciu przykazań, o której mówiliśmy. Jest to sito bardzo ważne dla osoby spowiadającej się ze skrupułami. Tam nie ma nic o gnieceniu czy niepewności co do tego uczynku. Tam są jasno określone zasady moralne.
Jest jeszcze przywilej bardzo ważny, stary, spowiedniczy, dla osób cierpiących na skrupuły, żeby przyjmować Komunię Świętą od spowiedzi do spowiedzi. Starać się przenieść ciężar miłości wobec Pana Boga na praktykę komunii niż na czystość wysprzątanej po trzykroć izdebki swojego sumienia. Wiąże się to z praktykowaniem zaufania wobec spowiednika , a także wobec kościoła.

Ja czasem wobec osób, które spowiadam jakoś dłużej, a które jakby przeżywają te trudności, o których dzisiaj mówimy, stosuję pewną zasadę. Mówię im, by na następną spowiedź przyszli przygotowani tylko z dziesięcioma najważniejszymi rzeczami, które wyrażą w jednym zdaniu. I to jest trud. Niestety potem czasem muszę jeszcze dopowiadać, że ten wybór ma się odbyć w krótkim i określonym czasie. To ma być świadomością, żeby przyjść do sakramentu pokuty, pojednać się z Panem Bogiem, a nie opowiedzieć o całym złu, które być może się wydarzyło albo się nie wydarzyło, ale ja go tak przeżywam.

Tak. I to jest to, co mówisz jest bardzo ważne, bo praca nad skrupułami i nad tą religijnością to jest odbudowa bardzo ważnych cech dla życia człowieka. Po pierwsze wolności, po drugie samodzielności i odpowiedzialności, a po trzecie zaufania i relacji opartej na więzi, na miłości. To są cechy, które są dla każdego człowieka bardzo istotne. Ja też bardzo podkreślam, że taka praca powinna wiązać się z odnową spojrzenia na Pana Boga, trochę jakoś z jego perspektywy, czy z perspektywy Biblii. Dobrze jest zobaczyć, że Biblia jest pełna namiętności, emocji, relacji, postaw. Księga psalmów, czy bardzo mądrościowe księgi przysłów, czy te, które nam pokazują całą namiętność ludzkiej relacji z Bogiem, czy w ogóle Boga pełnego otwartości na naszą uczuciowość. To też pokazuje, że Pan Bóg jest szeroko otwarty na nas, a nie tylko skupiony na naszej jednej wąskiej specjalności pod tytułem perfekcja.

Chociaż wiesz, Tomek ja czasem sobie tak myślę, rozmawiając z różnymi osobami, które przeżywają temat skrupułów, że oni to wszystko wiedzą. Poza kontekstem spowiedzi to te osoby potrafią opowiedzieć o Panu Bogu sposób niezwykły, wręcz poruszający. To jest trochę to, o czym na początku mówiliśmy, że czymś innym jest wiedzieć, a czymś innym jest przeżywać.

Może bardziej powiedziałbym, że wiedzą, ale nie ufają. Znaczy ufają sobie. I to jest ten trud. Trud osoby ze skrupułami to jest trud dopuszczenia innej osoby jako pełnoprawnego partnera z taką otwartością na to, że on, ona może wiedzieć coś więcej, można je zaufać, można się oprzeć. Że nie muszę wszystkiego kontrolować, nie muszę sam znać wszystkich odpowiedzi, nie jestem odpowiedzialny za zbawienie świata. To jest ta trudność, bo to, że wiedzą, to jesteśmy pewni, nawet lepiej niż niejeden spowiednik, ale nie mają zaufania, bo bardzo boją się zaufać, muszą kontrolować tą sferę emocji.

Z jednej strony taka osoba pyta czy coś jest grzechem czy nie, ale z drugiej strony, jak mówisz: słuchaj, w ten sposób wykonujemy tą pracę tak, no to rzeczywiście strasznie jej trudno zaufać i przejść przez to.

Tak, a to jest naturalne dla każdej relacji z drugim człowiekiem, więc powiedzielibyśmy, że w tym obszarze spowiednik również sprzyja rozwojowi ogólnoludzkiemu takiej osoby.

A w którym momencie myślisz, że to jest zadanie też dla terapeuty? Kiedy praca same osoby nad sobą, plus spowiednik, stałe spowiednictwo, to jakby jest za mało?

To na pewno wtedy, kiedy to się wylewa poza spowiedź, to znaczy kiedy na przykład ktoś spowiada się nadmiernie z grzechów wobec własnej seksualności, a wylewa się to poza spowiedź w ten sposób, że trudno mu wejść w zdrową relację z drugą osobą. Czyli taką opartą na intymności, na bliskości, na czułości. Jeśli tutaj tego nie potrafi, jest to źródło jakiejś trudności, no to na pewno byłoby zaproszenie do korzystania z psychoterapii. Jeśli to jest ograniczone, do takiego wąskiego pasma religijnego i ktoś po spowiedzi jakoś sobie w życiu radzi i niespecjalnie przeżywa jakiegoś napięcia związane z trudnościami w ciągu życia i nie przeszkadzają mu one żyć, to jeszcze może nie jest to powód do psychoterapii. Tutaj bym zobaczył na ile ta przypadłość staje się rysą osobowości, na ile rysa osobowości staje się patologią osobowości i wpływa właśnie na te relacje interpersonalne, na codzienne życie, na moją powszechność na taką przyjemność z życia, bo te osoby też często tej przyjemności nie mogą zaznać.

Czyli podchodziłbyś do tego jednak bardzo spokojne?

Spokojnie i pokazywałbym, że da się nad tym pracować, chociaż ta praca jeszcze raz powtórzona przede wszystkim opiera się na na emocjonalnej więzi, zaufaniu, a mniej na wiedzy.

Czy kwestia skrupułów może dotyczyć tylko i wyłącznie tej wąskiej dziedziny religijności i nie dotykać żadnego innego obszaru życia? Czy jest to jednak w jakiś sposób powiązane z innymi obszarami, czy to działa takimi sferami? Jak to widzisz?

Kwestia skrupułów może wyrażać się w języku religijnym. Jest bardzo częsty język dla osób szczególnie wierzących. Natomiast w ciągu w życia tych osób może wyrażać się w tym, że są dosyć usztywnione w podejściu do obowiązków i do norm, co może być na rynku dzisiejszej pracy trochę trudne, ponieważ są nadmiernie nieadaptacyjnie sprawiedliwe albo nieadaptacyjne szczere. Nie potrafią o siebie zadbać, zawalczyć, poprzepychać się trochę łokciami w życiu. To jest bardzo cenna charakterystyka dla współczesnego świata. I gdzieś z tego powodu stają się takimi wyobcowanymi, nie akceptującymi siebie, czy mogącymi realizować swoich ambicji, pragnień i tak dalej. I to tak by się to przeradzało.
Natomiast w języku psychologicznym na pewno te obsesje i kompulsje dotyczą różnych sfer, szczególnie związanych z czystością, ze sprawdzaniem, czy z jakimś lękiem przed śmiercią. To nie tylko jest domena religijna. Skupiliśmy się na niej, bo mówiliśmy o tej nerwicy eklezjogennej, ale nie dotyczy to tak jak powiedziałem religijności co sposobu jej przeżywania, ale ten sposób przeżywania nadmiernie skrupulatny może się wyrażać również w codzienności tego człowieka.

Czy samo przeżywanie skrupułów może dotyczyć tylko i wyłącznie religijności w sposób niepowiązany z innymi sferami życia? Czy jednak to się zawsze łączy z jakimiś innymi sferami życia?

Zawsze będzie się łączyć z innymi sferami życia. Aspekt drobiazgowości, uczciwości, surowości moralnej będzie usztywniał mnie w relacji z kimś poza konfesjonałem i religijnością, bo nie będę mógł zachować pewnej bariery w mówieniu komuś czegoś lub nie mówieniu czegoś, prawda? Czyli będę nadmiernie wezwany do mówienia komuś prawdy w oczy, A prawda w oczy powiedziana nie zawsze jest czymś przyjemnym i czasem lepiej powiedzieć pół żartem, pół serio niż powiedzieć w imię czystości własnego sumienia w sensie raniącym lub upokarzającym dla siebie.

Prawda też powinna być jakoś przekazana z miłością. Tomku, bardzo ci serdecznie dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie. Mam nadzieję, że nasza rozmowa będzie jakoś pomocna tym, którzy gdzieś tam noszą w sobie te trudności. Bardzo ci dziękuję

Dzięki.

About the author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *