Co Biblia naprawdę mówi o jedno i wielożeństwie? W najnowszym odcinku podcastu Puzzle Wiary rozmawiam z prof. Krzysztofem Mielcarkiem – biblistą, który odkrywa przed nami złożoność relacji małżeńskich w Starym i Nowym Testamencie. Monogamia czy poligamia, co jest biblijną normą, a co historycznym kontekstem? Posłuchaj!
Witam was serdecznie. Moim dzisiejszym gościem jest pan profesor Krzysztof Mielcarek. Witam, panie Krzysztofie.
Kłaniam się.
Umówiliśmy się na spotkanie, żeby sięgnąć do Pisma Świętego. Pan profesor jest biblistą. Ja przyznaję się, jestem uczniem. Co prawda już starym, bo parę lat minęło, odkąd byłem na wykładach, ale to był jeden z bardzo ważnych dla mnie wykładów, za co też bardzo dziękuję. Świetnie, że mamy okazję porozmawiać, bo od pewnego czasu chciałem się umówić z Panem, żebyśmy porozmawiali o bardzo konkretnym temacie, który, jak wiem, też istniał i istnieje w Pana zainteresowaniach. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o Piśmie Świętym w kontekście jedno- i wielożeństwa. Czy Pismo Święte w ogóle nas podprowadza pod ten temat? Co mówi nam Stary i Nowy Testament? Jak w ogóle na to patrzeć?
Od jakich tekstów biblijnych powinniśmy zacząć?
To jest dosyć szeroki temat i można by długo ten temat rozważać. Zacznijmy od takiej kwestii: kiedy rozpoczynamy lekturę Pisma Świętego, zaczyna się ono od hymnu w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju. I tam punktem dojścia jest obraz człowieka stworzonego jako mężczyzna i kobieta. Są konkretne teksty, konkretne terminy. Jeden kojarzy się przede wszystkim z siłą życiową: mężczyzna, zachar. Ewentualnie można też od tego samego rdzenia wywieść inną ideę pamięci. Natomiast kobieta jest nazwana nkewa, a hebrajski czasownik nakaw oznacza dwie czynności. Jedna pochodzi ze sfery militarnej, a druga ze sfery seksualnej. I niewątpliwie ta druga tutaj ma zastosowanie. Chodzi mianowicie o perforację, o przebicie. Jeżeli jakiś żołnierz przebijał drugiego żołnierza na wylot, to wtedy używało się tego czasownika. On go nakaw. Jeżeli z kolei dochodziło do płciowego zbliżenia, to jest tutaj aluzja do sytuacji pierwszego spotkania małżeńskiego, kiedy, jak wiadomo, biologicznie w kobiecie, w tym organie, jest błona, która zostaje przebita. A idea nie jest związana z samym współżyciem seksualnym, tylko dotyczy faktu, że z obserwacji człowieka od starożytności wynika, że dopiero po takim akcie przebicia kobieta może zostać matką, może zostać właśnie kobietą, czyli mieć dzieci. I stąd ona się nazywa nkewa, bo dopóki nie ma kontaktu z mężczyzną, nazywa się betula, czyli jest dziewicą. I teraz ten hymn, który jest wprawdzie na początku Biblii i u przeciętnego czytelnika sprawia wrażenie, że jest to najstarsza część Pisma Świętego, bo od niego zaczynamy – zwykle książkę się pisze od początku do końca – gdy tymczasem sytuacja z Biblią jest nieco bardziej skomplikowana i akurat ten tekst jest stosunkowo młody, bo powstał jako redakcyjne zamknięcie Tory gdzieś około V wieku przed Chrystusem. Jeżeli chcemy zatem sięgnąć do starszej tradycji związanej z życiem małżeńskim, to musimy czytać dalej i od drugiego rozdziału zaczyna się znacznie starsze opowiadanie, które jako tradycja ustna sięga prawdopodobnie X wieku. Niektórzy twierdzą, że jako ustna tradycja może sięgnąć nawet jeszcze 1000-2000 lat wcześniej, czyli jest to bliskowschodnia tradycja o stworzeniu człowieka, gdzie najpierw mężczyzna zostaje stworzony jako pierwszy, potem świat zwierzęcy dla niego, potem jest ten słynny eksperyment, kiedy to Pan Bóg przyprowadza różne zwierzęta do mężczyzny i tam nie znalazła się pomoc dla niego i dopiero kiedy wprowadza Pan Bóg mężczyznę w trans albo rodzaj głębokiego snu, wtedy tworzy z jego żebra, z boku, bo różnie można tłumaczyć ten termin, tę drugą paralelną do niego osobę, o której Adam woła, że: ta jest wreszcie kością z mojej kości i ciałem z mego ciała. I potem zaczyna się taka etymologiczna zabawa, która w języku polskim w ogóle nie da się odczytać w jakimkolwiek tłumaczeniu, bo argumentacja jest mniej więcej taka: ta będzie się nazywała kobietą, ponieważ z mężczyzny została wzięta. I wszyscy myślą, co ma piernik do wiatraka. A prawdziwa zabawa dotyczy oczywiście tekstu hebrajskiego, czyli oryginału, gdzie gra słów polega na relacji między isz i isza. Ta będzie się nazywała isza, ponieważ jest bliska isz.
Te dwa słowa: mężczyzna i kobieta, prawdopodobnie pochodzące od ognia, eś, od energii, są sobie tak bliskie, że dla autora tej księgi było to oczywiste, że trzeba tu zobaczyć ten motyw. I chwilę później, kiedy Adam wykrzyczy już swoją radość w stosunku do Ewy, pojawia się komentarz, być może późniejszy, ale przynależący dzisiaj do tekstu: i dlatego to mężczyzna opuści ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną tak ściśle, że będą tworzyć jedno ciało. Więc w obydwu tych tekstach, zaczynając już naszą rozmowę a propos monogamii i ewentualnie poligamii, widać wyraźnie perspektywę pojedynczych osób. Nie mówi się nam, czy między kobietą i mężczyzną jest związek monogamiczny. Nie ma w ogóle tej perspektywy. Autorzy się tym nie zajmują, ale każdy niezaangażowany specjalnie człowiek przyzna, że gdyby czytał ten tekst tak bezstronnie, to miałby na myśli pojedyncze osoby: jedną kobietę, jednego mężczyznę. Taki jest ten obraz. I to zarówno ten z V wieku, już taki powiedzmy dojrzały teologicznie, który zamyka redakcję Pięcioksięgu, jak i ten obraz znacznie wcześniejszy, starożytny, wynikający z tego swego rodzaju mitu, opowiadania o początkach człowieka, który też przekazuje nam bardzo ważne prawdy o człowieku. Więc jest perspektywa pojedynczej pary, pojedynczych osób, a nie jakiejś dużej grupy i tak naprawdę w ogóle nie ma tutaj samego motywu poligamii. To jest tak naprawdę nasz fundament. Od tego powinniśmy zacząć. Jeśli myślimy o tradycji biblijnej, to jeśli jakiekolwiek późniejsze teksty nawiązują do tego motywu, czy one będą ze Starego Testamentu, czy z Nowego Testamentu, to zawsze będzie powrót do Księgi Rodzaju: albo do pierwszego rozdziału, albo częściej do drugiego rozdziału.
Czyli za każdym razem, kiedy teraz będziemy komentować inne teksty Pisma Świętego, będą one odwoływać się do pierwszego albo drugiego stworzenia?
Tak, niemal wszystkie.
A dlaczego tak jest?
Myślę, że dlatego, że w rozumieniu i tradycji biblijnej, i tradycji ustnej, zarówno w judaizmie, jak i potem w chrześcijaństwie – bo tu Jezus jest oczywiście dla nas kluczem, potem jeszcze św. Paweł coś na ten temat powie – najważniejszy z tej perspektywy jest przede wszystkim fragment poświęcony kwestiom rozwodowym, gdzie Jezus toczy polemiki z faryzeuszami i zapytany o rozwód odwołuje się do początku. Czyli nawet jeśli nie dyskutuje tutaj w rozumieniu współczesnym, my możemy dyskutować o tekście zarówno w kategoriach: kiedy on został zredagowany, czyli rozmawiamy wtedy o czasie powstania samej tradycji, jak i możemy rozmawiać też w kategoriach idei, która jest znacznie starsza od tego tekstu. Intuicja zarówno wyznawców judaizmu, potem także Jezusa i wreszcie samego chrześcijaństwa jest taka, że to rzeczywiście są prapoczątki rozumienia tożsamości ludzkiej i dlatego się do tego tekstu odwołujemy. On może nie powstał jako pierwszy w ogóle, bo najstarsze teksty nie znajdują się na samym początku Tory. Uważa się, że najstarszym w ogóle tekstem w Piśmie Świętym jest mały fragment z Księgi Sędziów, ale to jest kwestia, jak się ocenia proces redakcyjny księgi, a nie tego, jak starożytna jest sama idea, do której się ten tekst odwołuje.
Kiedy byśmy chcieli sięgnąć dalej do Pisma Świętego i czytać tym kluczem monogamii i poligamii, to jakie teksty powinniśmy zobaczyć?
Jest jeszcze kilka tekstów w Starym Testamencie, które są ważne. Jest mały fragment z drugiego rozdziału Księgi Malachiasza, który w jakiś sposób przywołuje do porządku, czy do lojalności mężczyznę, bo pamiętajmy, że jesteśmy w kulturze patriarchalnej, więc ta motywacja głównie jest kierowana do mężczyzn. Tam mówi się wiele na temat konieczności wierności mężczyzny wobec tej jedynej żony, którą Pan Bóg mu przeznaczył. Bardzo wielu proroków zaczyna z jedności małżeńskiej robić ścisłą paralelę teologiczną do sytuacji więzi pomiędzy Bogiem a Izraelem. Znowu jest to relacja pojedyncza. Jest jeden Bóg, Jahwe, Bóg Izraela i jego lud.
Przepraszam, że zadam to pytanie, ale dlaczego mówimy o Izraelu w liczbie pojedynczej? Mamy jednak do czynienia z grupą ludzi.
Tak, ale język hebrajski ma tendencję do tego, że kiedy wyraża pewne rzeczy à propos relacji nawet większych zbiorowości, to sprowadza je do liczby pojedynczej. Chodzi po prostu o to, że kiedy my tłumaczymy: Izraelici walczyli z Amalekitami, to w Biblii, w tekście hebrajskim, może się pojawić jednoznacznie: Izrael walczy z Amalekiem. Dlatego, że języki semickie mają tendencję od tego rodzaju tworzenia rzeczowników zbiorowych, których w języku polskim jest bardzo mało. Proszę zobaczyć takie przykłady: w języku polskim powiemy igliwie albo listowie i to jest rzeczownik liczby pojedynczej, ale my za tym widzimy ogromną zbiorowość. To jest dużo igieł na jakiejś choince albo dużo liści na jakimś drzewie. Na tej samej zasadzie hebrajski wielokrotnie posługuje się rzeczownikami zbiorowymi. Chodzi o to, że skoro Bóg po drugiej stronie jest jeden, nie mamy tutaj wersji politeistycznej, to zakłada się tę pojedynczą relację. Owszem, tam jest zbiorowość, ale to Izrael jest reprezentantem. Zresztą on nie przypadkiem nosi to imię. Chodzi przecież o patriarchę, który dał imię tej zbiorowości. Więc stąd myślimy raczej o relacji pojedynczej niż poligamicznej. Pan Bóg nie jest poligamistą, który ma Izraelitów w relacji, tylko to jest ten konkretny Izrael jako reprezentacja całej zbiorowości. Oprócz Księgi Malachiasza możemy sięgnąć jeszcze po cały szereg przykładów tego rodzaju przymierza, wzorowanego na małżeństwie. To jest na przykład relacja między Ozeaszem a Gomer, która prawdopodobnie wcześniej była prostytutką i została wzięta przez świątobliwego proroka za żonę po to, żeby unaocznić tę właśnie relację między Bogiem a Izraelem. No i jak można się było spodziewać, Gomer nie jest wierna. Gomer szuka sobie nowych partnerów i tak jak wcześniej żyła z tego zawodu, tak kontynuuje ten motyw. Cały temat Księgi Prorockiej Ozeasza jest właśnie poprowadzony w ten sposób, że mimo tej niewierności Izraela Bóg przyjmie go na nowo, tak jak ów prorok przyjął na nowo swoją małżonkę. Znów mamy tutaj relację pojedynczą, nie ma zbiorowości.
Tak że to są takie główne motywy, które możemy wymienić, zarówno w poszczególnych przykładach prorockich, jak i w nauczaniu. Jest jeszcze mały fragment z Księgi Przysłów, który – nie będę wprost cytował, bo jest dosyć rozwinięty – generalnie sprowadza się do tego, że pouczony przez mędrca, autora Księgi Przysłów, mężczyzna znowu jest wezwany i mędrzec mówi: masz tę jedną swoją piękną żonę, ciesz się jej fizycznością, bądź przy niej i nie rozglądaj się za innymi, bo to jest to, co Bóg ci przeznaczył; bądź za to wdzięczny i ciesz się tym. Mimo że autorzy nie zabierają głosu wcale w kontekście poligamicznym, to tu jest jednoznacznie ta perspektywa, właściwie bez takiego większego zaangażowania, która będzie przez (nazwijmy to) 99% odbierana jako perspektywa monogamiczna.
A jak sobie poradzić na przykład z Abrahamem, który ma żonę i potem nałożnicę, różne dzieci i w ogóle.
Tu zaczynamy wchodzić w zupełnie inną przestrzeń. Poza tymi, nazwijmy to, standardowymi tekstami, które uniwersalnie opowiadają o relacji między mężczyzną a kobietą, mamy cały szereg historycznych opisów, w których widać, że monogamia wcale nie jest jedynym sposobem funkcjonowania rodzinnego. Przykładów jest znacznie więcej, bo nie tylko Abraham, ale też Mojżesz ma kilka żon, Dawid ma…
Mój imiennik.
No właśnie, Dawid ma całkiem sporo. Właściwych żon miał bodajże z osiem, konkubin co najmniej kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt.
I ma harem.
Tak, absolutnie. A już w ogóle mistrzem w liczbach jest jego syn Salomon, któremu Księga Królów i Księga Kronik przypisują nawet do tysiąca konkubin, co pewnie jest przesadnią wschodnią, ale nawet jeżeli to jest przesadnia, to umówmy się, że perspektywa ewentualnego posiadania bardzo zasadnego haremu typu kilkuset kobiet, wydaje się całkiem poważnie wchodzi
w grę. Na jakim jest to poziomie prawdziwości trudno do końca ocenić, ale w każdym razie liczne haremy ponad sto kobiet są znane z historii. To nie jest coś nadzwyczajnego. No więc tu wchodzimy w zupełnie inną kwestię: Pismo Święte nie waha się przytoczyć szeregu tradycji i to osób, nazwijmy to, pozytywnie pokazanych od strony Bożej, w jakiejś relacji z Panem Bogiem, którzy nie żyją w związkach monogamicznych. Od razu trzeba bardzo wyraźnie zaznaczyć, że ani w Piśmie Starego Testamentu, ani w Piśmie Nowego Testamentu nie znajdzie ojciec, ani nikt inny tekstu, który by jednoznacznie potępiał poligamię. Nie ma po prostu takiej tradycji. W żadnym miejscu: ani w pismach żydowskich, czyli w naszym Starym Testamencie, ani w Nowym, nigdzie wprost, explicite, nie potępia się poligamii. To jest bardzo ciekawe zjawisko. Natomiast Pismo Świetne Starego Testamentu ma, tak jak przytoczyliśmy, szereg przykładów życia w poligamii. I w związku z tym pojawia się pytanie: co z tym zrobić? Dlaczego tego teksty się pojawiają? Dlaczego nie wygląda to na problem?
A może trzeba odwrócić pytanie: dlaczego chrześcijanie odeszli od poligamii, skoro w Starym Testamencie…
Do tego za chwilę dojdziemy, ale najpierw spróbujmy przeanalizować tamte postacie i powody, dla których dochodzi do tego rodzaju związków. Oczywiste jest już od pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju, że kluczem do patrzenia na rzeczywistość w sensie ludzkim autorów biblijnych jest płodność. Płodność jest absolutnie fundamentem. Dlaczego? Bo bez płodności nie ma przyszłości. W związku z tym, dopóki Pan Bóg stwarza te światy, nazwijmy je, nieożywione, to wszystko kończy się konkluzją: no i widział Pan Bóg, że wszystko jest dobre. Ale jak tylko zaczyna stwarzać istoty żywe natychmiast wraz z tym stworzeniem pojawia się błogosławieństwo płodności: bądźcie płodni, mnóżcie się, zasiedlajcie ziemię. Powtarza się to w odniesieniu do ryb, ptaków, zwierząt i wreszcie na końcu do człowieka. Jest świadomość, że jeśli gatunek ma być przedłużony – wiadomo, że każde ze stworzeń ma określoną liczbę lat, które przeżyje, bez względu na to, czy będziemy się kłócić, czy dawniej ludzie żyli znacznie dłużej niż dzisiaj żyją, bo istnieje taka tradycja biblijna, ale nie będziemy w tej chwili tego problemu rozstrzygać – ważne jest, że jest świadomość, że to życie się kiedyś kończy. Jest tylko jeden sposób, żeby przedłużyć tę egzystencję: zostawić po sobie potomstwo. To jest jedyna możliwość ekspansji czasowej i poniekąd także geograficznej, bo po prostu inaczej tego nie da się zrobić. Ta waga płodności do dzisiaj jest w judaizmie niesłychanie podkreślana: być płodnym, zostawić potomstwo. Mam wrażenie, że w judaizmie czy w islamie, w ogóle w tej kulturze bliskowschodniej, wydaje się dzisiaj znacznie bardziej ważna niż w naszej kulturze. Do końca tego nawet nie rozumiemy. Tutaj zaszły pewne bardzo negatywne zmiany w Europie. Natomiast na wschodzie, może też w kulturze śródziemnomorskiej, czyli można popatrzeć na południowych Włochów, Turków, Greków, ludzie są przekonani, że mieć dużo dzieci to jest wielkie szczęście i wielkie błogosławieństwo i trzeba do tego dążyć, żeby mieć dużo potomstwa i to jest zapewnienie ciągłości pokoleń. No ale wszyscy wiemy i w starożytności też o tym wiedziano, że są sytuacje, kiedy potomstwa nie ma. I tu dochodzi do bardzo ważnej kwestii, jak sobie wyobrażano, dlaczego potomstwa nie ma. Otóż na podstawie obserwacji biologicznej było dosyć oczywiste, że u mężczyzny to, co nazywano nasieniem męskim, w zasadzie występowało zawsze. Nie było mikroskopów, nie można było ocenić tego materiału, który wydobywał się z męskiego członka i uważano, że mężczyzna zawsze jest płodny. Jeżeli oczywiście nie było jakichś anatomicznych, zupełnie skrajnych dysfunkcji, to generalnie mężczyzna zawsze był uważany za płodnego. Ale potomstwa nie było.
Czyli problemem była kobieta.
Problemem była kobieta, bo wyobrażano sobie to na kształt metafory rolniczej. Mężczyzna daje ziarno, ale gleba nie zawsze jest żyzna. Jest sucha, jest niepłodna, w związku z tym nie rodzi. Tak jak na kształt ziarna wrzuconego w rolę. I stąd pojawia się propozycja, że skoro mężczyzna jest płodny, a kobieta nie daje potomstwa, a potomstwo jest takim wielkim dobrem, że za wszelką cenę trzeba do niego dążyć, to weźmy następną żonę. I może jeszcze następną, i może jeszcze następną. Zarówno Talmud, jak i Islam (później za tymi rozstrzygnięciami, prawdopodobnie już wczesnorabinackimi) nie postuluje poligamii, ale dozwala poligamię w sytuacji braku potomstwa i zastrzega – i to dotyczy zarówno nauki rabinicznej, jak i Koranu – że jeżeli ktoś decyduje się na drugą relację małżeńską i ewentualnie kolejne, to po pierwsze: maksimum mogą być cztery, a po drugie: za każdym razem, kiedy zapada taka decyzja po stronie mężczyzny – bo jesteśmy w kulturze patriarchalnej – mężczyzna jest zobowiązany do tego, żeby obydwie swoje żony równo traktować na wszystkich poziomach: kontaktu seksualnego, pieszczot, podarków, mieszkania czy domu, które komuś ofiaruje. Ma być tu zachowana relacja wzajemna. Nie wolno kogoś poniżać albo pomijać, jeżeli już się zdecydowało na drugą relację. Te małżeńskie relacje powinny być do siebie podobne i żona ma prawo oczekiwać takiej równości w traktowaniu w stosunku do innej kobiety.
Ale Abraham i ta niewolnica to chyba tak nie było, prawda?
To jest zupełnie inny przypadek. Niewolnica Abrahama nie jest, w sensie ścisłym, jego żoną. Chodzi tam o jeszcze inny zwyczaj, znacznie starszy. Wywodzi się dokładnie z tego samego motywu, o którym rozmawiamy, czyli chodzi o to, żeby było potomstwo. Nie ma potomstwa – co zrobić, żeby było? No to jest zwyczaj bliskowschodni (znacznie starszy, jeszcze z kultur pasterskich): można niewolnicę własnej żony, przyprowadzić do łoża, czy właściwie żona może przyprowadzić swoją niewolnicę do łoża, doprowadzić do tego, że ona będzie w ciąży, czyli będzie miała potomstwo, ale urodzi to dziecko na kolana swojej pani, czym daje znak, że de facto to jest jej potomstwo. Jest jakby taką symboliczną surogatką. Dzisiaj są większe możliwości, jeśli chodzi o techniczne prowadzenie ciąży w sztuczny sposób – czego nie polecam – a wtedy robiono to na zasadzie symbolicznego pewnego rytu. Inna kobieta zaszła w ciążę, ale urodziła swoje dziecko bezpośrednio na kolana swojej pani i wtedy to dziecko było zaliczane de facto jako potomstwo tej niepłodnej, prawowitej żony.
Niewolnica nie była uznawana za żonę?
Nie, nie. Oczywiście ona była z tego dumna i to widać też z tego opisu abrahamowego, prawda? Do tego stopnia była dumna i pyszna, że w pewnym momencie zirytowała swoją panią tak bardzo, że została wydalona razem z dzieckiem. No ale to już jest kwestia osobnej historii, że czasami zawiść kobieca potrafi doprowadzić do sytuacji, że najpierw z dobrego serca chciała zapewnić własnemu mężowi potomstwo, a potem się okazało, że jednak ważniejsza jest jej duma i wydaliła ją razem z tym niemowlęciem, które właściwie było skazane na śmierć. Dzięki Bożej interwencji przetrwało, jeśli chodzi o Izmaela.
A kiedy mamy Dawida, który miał kilka równorzędnych żon, przyznam, że dokładnie nie pamiętam ile…
Dawid miał osiem żon.
Osiem żon. I on je wszystkie traktował dokładnie tak samo?
Tak jest. Co więcej, tutaj zachodzi kolejna sprawa, bo oprócz tego motywu, o którym mówiliśmy, czyli posiadania potomstwa, mamy szczególną sytuację władców, namiestników, różnego rodzaju ludzi z pozycją społeczną. Tam kwestia poligamii ma zupełnie inny charakter. Już nie chodzi o posiadanie potomstwa, bo najczęściej każdy z tych królów, o ile tylko nie miał naprawdę poważnego defektu, zawsze miał wiele potomstw, tylko tu chodzi o coś zupełnie innego. Tu chodzi o prestiż społeczny i również politykę. To są dwa aspekty. Pierwszy: prestiż społeczny, to jest pokazać innym, jaki jestem ważny. Ponieważ mamy kulturę patriarchalną, to duży pałac, duży harem, dużo zwierząt w oborach, to są symbole zasobności. W tym sensie warto mieć dużo żon, żeby wszystkim innym pokazać, że jestem człowiekiem zasobnym i ważnym. A polityczny aspekt, który, umówmy się, przetrwał prawie do naszych czasów, przynajmniej do czasów, kiedy jeszcze monarchia coś znaczyła na poważnie, to była kwestia sojuszy. Dawid bierze na przykład egipską księżniczkę, żeby zapewnić sobie pokój na południowej granicy, albo inną księżniczkę z Tyru czy Sydonu. Z sąsiadami lepiej żyć dobrze, a lepiej się z nimi żyje wtedy, kiedy jakiś przedstawiciel tej rodziny jest w moim pałacu. Wtedy mogę przynajmniej liczyć na wzajemność. Wtedy bardzo często oddawało się swoje dzieci sąsiednim królom i w ten sposób gwarantowano sobie wzajemne bezpieczeństwo ze świadomością, że moi bliscy są na dworze tamtego Iksińskiego, czy na południu, czy na północy, czy na wschodzie, czy jeszcze gdzieś indziej.
Jak jesteśmy przy Dawidzie, to dlaczego on nie mógł wziąć Batszeby za żonę?
On ją mógł wziąć, bo w zasadzie król wtedy mógł wszystko. Tylko, że on miał świadomość, że wtedy złamie pewne przywileje swoich własnych poddanych, bo królowi nikt by nie odmówił, ale jak wyglądałoby królestwo, jeśli poddani byliby świadomi, że każda, która się Dawidowi spodoba, zostanie zabrana na dwór i zostanie jego żoną? To nie jest dobry przykład. W związku z tym on miał świadomość, że nawet jeśli teoretycznie mógł to zrobić, na siłę mógł wziąć sobie każdą kobietę, to nie chciał tego robić, więc zrobił to potajemnie. Zrobił to wtedy, kiedy nie było Uriasza, męża Batszeby. No a dalszą historię znamy. Ta krótka schadzka, bądź dłuższa, bo Biblia się na ten temat specjalnie nie rozwija, skończyła się ciążą, no i trzeba było zatuszować sprawę. On znowu nie chciał otwarcie jej wziąć za żonę, tylko chciał mieć z nią kontekst seksualny, bo cała jego strategia wyraźnie pokazuje, że chce zatuszować sprawę. Chce, żeby dalej trwał związek między Uriaszem a Batszebą, tylko żeby się nie wydało, że ona była u niego. No i eksperyment się nie udał, więc trzeba było uśmiercić męża, żeby móc po tym, już oficjalnie, jako za wdowę, przejąć odpowiedzialność za Batszebę.
A jak Pismo Starego Testamentu patrzy na ten element małżeństwa? My w chrześcijaństwie mamy sakrament, prawda? Trochę jak słyszę naszą opowieść, kiedy dotykamy tych różnych historii, to jakbym słyszał, że to jest taka decyzja mężczyzny o tym, z którą kobietą, jak długo chce być.
Nie. Niewątpliwie nie ma jeszcze pojęcia sakramentu. To jest za wcześnie. Ale jest świadomość przymierza. Jest kontrakt. I to kontrakt nie tylko taki, do jakiego dzisiaj jest powszechnie sprowadzany wśród młodych ludzi, niestety nawet w kontekście chrześcijaństwa, że to jest sprawa między nami: my się w sobie zakochaliśmy, my weźmiemy ślub i to tyle. Świadomość starożytności jest taka, że to zawsze jest to kontrakt o charakterze społecznym. To nie polegało na indywidualnej decyzji tego mężczyzny z tamtą kobietą – kobieta zresztą nie za wiele miała do powiedzenia, ale nawet mężczyzna też nie miał do powiedzenia niczego na 100%, poza oczywiście władcami, którzy mieli zupełnie szczególną sytuację – ale małżeństwa zawsze były sprawą rodzinną. I zawsze były aranżowane przez starszych, czy to przez ojca, czy to przez szejka lokalnego klanu. Była świadomość kontraktu, była świadomość przymierza i ewentualne nieudane tego rodzaju przymierze mogło się skończyć tym, że kobieta miała prawo wrócić pod dach swojego ojca, dlatego, że w starożytności na Bliskim Wschodzie, w kulturze patriarchalnej nie było kogoś takiego, jak kobieta nieodniesiona do jakiegoś mężczyzny. To była dramatyczna sytuacja. Były tylko dwa rodzaje kobiet, które nie miały bezpośredniego odniesienia do mężczyzn: to były prostytutki i to były wdowy pozbawione krewnych. Ani jedna, ani druga sytuacja nie do pozazdroszczenia. Wszystkie pozostałe kobiety były pod autorytetem jakiegoś mężczyzny: albo męża, albo ojca, albo szejka klanu. I to było jednocześnie jej bezpieczeństwo. Dzięki temu ona miała co jeść i była zabezpieczona. Nikt jej nie skrzywdził, bo miała protektora.
A kiedy przesuwamy się w Nowy Testament, to też przesuwamy się trochę w czasie, prawda? Mówiliśmy o tekstach z X wieku przed naszą erą, a w Nowym Testamencie już jesteśmy w okolicach pierwszego wieku. Czy tutaj zmienia się ta narracja? Rzeczywiście jakby nie kojarzę, być może się mylę, ale nie kojarzę żadnego tekstu, który by sugerował poligamię w Nowym Testamencie.
I słusznie, bo rzeczywiście takiego tekstu nie ma. Natomiast jest bardzo ciekawa kwestia współczesnej dyskusji naukowej na ten temat, bo proszę zwrócić uwagę, że pomimo faktu, że nie ma żadnego tekstu o poligamicznym związku w ramach wczesnego chrześcijaństwa wczesnego, nie ma też żadnego tekstu, który by taki związek potępiał.
A są takie teksty, które by jednoznacznie mówiły, że monogamia jest jedyną drogą? Czy jakby taka rekomendacja…
Perspektywa jest trochę podobna jak do Księgi Rodzaju. Mówi się ewidentnie o związku monogamicznym, bez mówienia, że to jest jedynie możliwe. Bo dziewiętnasty rozdział Ewangelii św. Mateusza, czyli kwestia dyskusji z faryzeuszami na temat rozwodów, kończy się bardzo wyraźnie przykładem: bo jeżeli ktoś swoją żonę oddali, popełnia cudzołóstwo i jeżeli ktoś oddaloną weźmie za żonę, popełnia cudzołóstwo. To są przykłady na poziomie pojedynczym. Tam nie ma: jedną z żon, kiedy oddali, ani tym podobnej sytuacji, tylko cały czas obowiązuje perspektywa Księgi Rodzaju i argument Jezusa w tym rozdziale jest dokładnie taki sam: od początku tak nie było, Bóg ich stworzył mężczyzną i niewiastą i dlatego nie wolno tego rozdzielać, ale perspektywa jest monogamiczna, mimo że się o tym wprost nie mówi. Podobnie sytuacja jest u Pawła w Liście do Efezjan, w piątym rozdziale. Mamy dokładnie tę samą sytuację w pierwszym Liście do Koryntian, w siódmym rozdziale, kiedy Paweł zachęca z jednej strony do życia w bezżeństwie, ale mówi: jeżeli mielibyście płonąć, to niech każdy ma swoją żonę, a każda kobieta swojego męża, więc nie ma tam innej perspektywy niż monogamiczna.
Sięgnęliśmy do dziewiętnastego rozdziału Ewangelii św. Mateusza i tam jest ta cała dyskusja z faryzeuszami dotycząca listu rozwodowego. Czy mógłbym poprosić o komentarz? Po pierwsze: jak to wyglądało w judaizmie? Jak my to powinniśmy czytać jako chrześcijanie?
Jeśli chodzi o judaizm, to sprawa jest i prosta, i skomplikowana zarazem, bo faktem jest, że Tora pozwalała na napisanie listu rozwodowego i pojawia się tam takie tajemnicze słowo, że jeżeli mąż znajdzie w swojej żonie coś wstrętnego, to ma prawo napisać list rozwodowy i odesłać ją do ojca.
Co to znaczy wstrętne?
No właśnie, tu się zaczyna wielka szkoła rabinacka, gdzie w czasach Chrystusa mamy dwie skrajne interpretacje. Jeden z rabinów, Hillel, który był, powiedzielibyśmy, laksystą, mówi, że wystarczy, że ze dwa razy porządnie przypali zupę. To jest wystarczająco wstrętne, mąż powinien jeść dobre posiłki i skoro jest taką kiepską kucharką, to może ją odesłać do ojca. A Shammaj jest bardziej za chronieniem związku jako trwałego, w zgodzie z intencją Księgi Rodzaju. Mówi: coś wstrętnego to w zasadzie jest tylko cudzołóstwo, a za cudzołóstwo należy taką kobietę ukamienować, więc de facto rozwodu i tak nie ma.
A rzeczywiście kamienowano kobiety?
Jest dyskusja na ten temat, czy to jest przepis martwy, czy faktycznie był używany. Ja bym się spodziewał, że jakieś pojedyncze przypadki były, ale nie ma wyraźnej ewidencji historycznej, która by wskazywała, że za każdym razem przy odkryciu tego rodzaju sytuacji korzystano z tego przepisu.
Bo mamy taką scenę ewangeliczną, gdzie chciano ukamienować kobietę. Ja nie wiem, czy to jest prawda, ale natknąłem się na taki komentarz, który mówił, że Żydzi i tak nie mogli jej ukamienować, bo w tamtym czasie nie mieli prawa wydawania wyroków.
To jest troszkę bardziej skomplikowane. Nie mieli prawa wyroków, nie mieli prawa uśmiercania w świetle prawa, ale gdyby się zdarzyło takie spontaniczne wykorzystanie tego prawa [do kamienowania], to może lokalny urzędnik rzymski nawet by paru ludzi wtrącił do więzienia, a może nawet kogoś potraktował ostrzej, ale tego rodzaju samosądy na pewno się zdarzały, także tutaj jest wątpliwość, jak ta tradycja z ósmego rozdziału Ewangelii Świętego Jana faktycznie miała miejsce.
Jeszcze wrócę do tego listu rozwodowego, bo tam jest tak, że to mężczyzna może dać ten list rozwodowy kobiecie za coś wstrętnego, ale nie kobieta?
Nie, dlatego, że jak mówię, konsekwentnie do pewnego momentu perspektywa jest zawsze patriarchalna, chociaż są dokumenty żydowskie znalezione na Elefantynie, czyli bardzo dawno temu, które sugerują, że tak jednoznacznie z tym tylko patriarchalnym widzeniem tej sprawy wcale tak oczywiście nie było. Jeżeli rody były znaczące, bardzo bogate, jeżeli to były właściwie rodziny-instytucje, to tam czasami kobiety miały bardzo dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o to, kto, kiedy, z kim i czy ten związek należy przerwać i jakie będą konsekwencje finansowe takiego związku, więc sprawa nie jest taka do końca oczywista. W sensie biblijnym, ogólnym: tak, natomiast w sensie szczegółowym to tutaj już ewidencja historyczna jest znacznie bardziej bogata. Ja bym chciał jeszcze na koniec wrócić do tego motywu poligamii w chrześcijaństwie, bo myślę, że jest ciekawe. Otóż komentatorzy tej kwestii zwracają uwagę, że judaizm w sposób otwarty odchodzi od poligamii dopiero w X wieku.
Przed czy po nasz wieku?
W X wieku po Chrystusie aszkenazyjski rabin Gershom ben Judah zapisuje, że wszyscy, którzy będą tworzyli związki poligamiczne, będą obłożeni cheremem, czyli świętą klątwą i zostaną wyłączeni ze wspólnoty. To jest Żyd europejski mieszkający w Mainz [w Moguncji]. Bardzo późno, X wiek. Skoro trzeba było taką sankcję wymyślić, to znaczy, że zdarzały się jakieś grupy, czy pojedyncze przypadki wśród społeczności żydowskiej, że ktoś próbował żyć w związkach poligamicznych. Mało tego, jeśli chodzi o Żydów sefardyjskich, czyli tych, którzy zamieszkiwali wcześniej Półwysep Iberyjski i częściowo potem przeniknęli do Europy Zachodniej, a częściowo wrócili na wschód, oni kulturowo byli znacznie bardziej wysoko stojący. Zajmowali się między innymi szlifierką diamentów, byli bardziej zasobni, ale mieli też więcej wspólnego ze wschodem i tam przypadki poligamii są odnotowywane nawet do XVI wieku. I wreszcie mamy Żydów jemenickich, gdzie w zasadzie jeszcze do XX wieku możemy mówić o przypadkach poligamii, a jeżeli ten zwyczaj zanika wśród Żydów jemenickich, to dlatego, że większość z nich przeprowadziła się do Izraela, a w Izraelu tego rodzaju związki są zakazane, czyli właściwie prawie do naszych czasów możemy powiedzieć, że mamy sytuację poligamiczną. I teraz ważny problem z perspektywy chrześcijańskiej.
To może pytanie: czy chrześcijanie od razu w pierwszym wieku odeszli od poligamii?
No właśnie, nie mamy żadnych informacji na ten temat, ale tak się spekuluje, że jeżeli mamy do czynienia z dosyć gremialnymi nawróceniami, czy jakbyśmy to nazwali, zwrotem ku Chrystusowi wśród wyznawców judaizmu, to możemy z dużym prawdopodobieństwem zgadywać, że jakieś przypadki pojedyncze poligamistów wśród tych ludzi były.
Statystycznie, prawda?
Statystycznie po prostu. Skoro na Bliskim Wschodzie takie zwyczaje panowały, nie były one jakoś szeroko rozpropagowane, ale się zdarzały, to z całą pewnością musiały być też przypadki nawróconych na chrześcijaństwo mężczyzn, którzy żyli w związkach poligamicznych. Nie mamy żadnych śladów na ten temat i nie mamy żadnych reakcji, ani potępiających, ani zachęcających do tego rodzaju sytuacji, chociaż między pierwszym a trzecim wiekiem mamy bardzo wyraźne wypowiedzi Ojców Kościoła, którzy jednoznacznie promują monogamiczne związki. Nie potępiając poligamii wprost, bardzo silnie, to jednak zdecydowanie uważają, że chrześcijanie powinny żyć w związkach monogamicznych, więc nacisk jest. Ale jaka była praktyka i czy zdarzały się jeszcze pojedyncze przypadki, zwłaszcza takich nawróconych z judaizmu wcześniejszych poligamistów, nic na ten temat nie wiemy.
To też ciekawe, prawda? Bo jeżeli Pismo Święte tak wyraźnie nie potępia poligamii, nie mówi, że to jest coś, czym nie należy żyć, to skąd Ojcowie Kościoła mieli jakby taką pewność i przekonanie, że to monogamię odczytują jako tą jedyną właściwą drogę?
Nie potrafię w sposób kompetentny odnieść się do szczegółowych tekstów Ojców Kościoła, bo nie jestem patrologiem, ale mogę co najwyżej spekulować, że tutaj ogromnie oddziałały nauki św. Pawła i sam przykład Chrystusa. Mamy zupełnie nową perspektywę, gdzie w starożytności, zwłaszcza żydowskiej starożytności, celibat jest nie do pomyślenia ze względu na wartość płodności, konieczność zachowania ciągłości, a tu w samym centrum wiary chrześcijańskiej mamy Chrystusa, który nie ma związku małżeńskiego, nie ma żadnego potomstwa. Więc powiedziałbym, że to na pewno zwiększyło tę perspektywę idealizmu, w kontekście relacyjności. Jest możliwy celibat, jest możliwa kodycja celibatariusza i jeżeli ma to być małżeństwo, to ono ma służyć królestwu, czyli ma być zgodnie z planem Bożym.
I na tym pozostańmy. Bardzo serdecznie dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie.
Dziękuję również.
Wszystkiego dobrego.