169: Każda minuta jako sakrament – o życiu duchowym bez wielkich słów

Udostępnij

Tym razem moim gościem jest ojciec Krzysztof Popławski – dominikanin, były misjonarz w Chinach, a obecnie spowiednik papieski w Rzymie. Rozmawiamy o duchowości – czym jest, jak ją rozumieć i jak żyć nią na co dzień. Ojciec Krzysztof dzieli się głębokimi przemyśleniami na temat poszukiwania transcendencji, różnorodności tradycji duchowych w Kościele i roli sakramentów w codziennym życiu. Mówimy też o nadziei, wcieleniu, zmartwychwstaniu i o tym, jak każda minuta naszego życia może stać się sakramentem – znakiem obecności Boga. To bardzo spokojna, refleksyjna rozmowa, która – mam nadzieję – poruszy i zainspiruje.

Witam Was serdecznie w kolejnym odcinku Puzzli Wiary. Dzisiaj rozmawiamy o duchowości i zaprosiłem do tego odcinka mojego współbrata, ojca Krzysztofa Popławskiego. Witam Cię Krzysztofie.

Witam serdecznie.

Krzysztof był naszym prowincjałem w Polsce, przez wiele lat mieszkał w Chinach, a teraz od mniej więcej dziesięciu lat mieszka w Rzymie, poza granicami Polski, jest spowiednikiem papieskim w Santa Maria Maggiore.
Bardzo Ci dziękuję, że zdecydowałeś się przyjąć moje zaproszenie do Puzzli Wiary.

Cieszę się z zaproszenia i mam nadzieję, że będzie to owocne spotkanie.

Nagrywamy ten podcast zdalnie i mamy nadzieję, że systemy nas nie zawiodą, a przed nagraniem Krzysztof powiedział, że im będzie bardziej konkretnie, tym lepiej. Tak właśnie Cię pamiętam Krzysztofie, że jak słuchałem Twoich kazań, to one były zwykle krótkie i bardzo konkretne, w punkt. Spróbuję mimo wszystko takiej małej rozbiegówki dotyczącej duchowości: Czym w ogóle jest duchowość? Jak ją zdefiniować? Jak się za nią zabrać?

Zaczynając mówić o duchowości wchodzimy na pole minowe. To jest taka klasyczna, terminologiczna wieża Babel. Kilkanaście lat temu, kiedy wykładałem teologię duchowości w naszym kolegium, przygotowując się przekopałem się przez tony różnych książek i stwierdziłem, że każdy z autorów z dużą niefrasobliwością posługuje się różnymi terminami: duchowość, życie wewnętrzne, życie duchowe, itd. Więc ja dla siebie znalazłem takie określenie w kontekście duchowości, że mówimy tu o doświadczeniu jakiegoś życia religijnego bądź doświadczenia religijnego, które jest związane z poszukiwaniem transcendencji, bądź też z doświadczeniem tej transcendencji. Mówimy to w bardzo szerokim kontekście o duchowości, bo oczywiście można określić, że właściwie każda religia ma swoją duchowość, ale to byłoby związane, jeżeli mówimy o kontekście religijnym, z poszukiwaniem doświadczenia transcendencji.

Czyli to jest tak, że chrześcijanie mają inną duchowość niż na przykład muzułmanie?

Tak, to wynika z różnych doświadczeń, z różnej tradycji, z różnej kultury, bo tak naprawdę na naszą duchowość wpływa też kultura, język. Kiedy mówimy o chrześcijanach, to całość naszego doświadczenia duchowego jest w pierwszym rzędzie związana z Jezusem Chrystusem, a potem z tym, do czego Chrystus prowadzi, czyli do tajemnicy Trójcy.

Pociągnę jeszcze to pytanie, bo czasem się mówi o duchowości dominikańskiej (chociaż nie do końca wiadomo co to jest), karmelitańskiej, franciszkańskiej. Czy to rzeczywiście jest tak, że w ramach katolicyzmu mamy różnego rodzaju duchowości?

Dokładnie tak. Można powiedzieć, że to są różne strumienie, ale w których zawsze główny nurt jest związany z Jezusem Chrystusem. Bo na tym nasza duchowość chrześcijańska się buduje i w zależności od tradycji duchowych – tak to się określa – czy szkół duchowych, jest tylko kwestia zwrócenia szczególnej uwagi na jakiś element. W naszym kontekście, kiedy mówimy o duchowości dominikańskiej, pojawia się oczywiście element wspólnej liturgii, studiów, a także element życia wspólnego. Oczywiście że w tych różnych tradycjach najczęściej te elementy się powtarzają, ale jest kwestia odpowiedniego sformułowania, czy też zwrócenia szczególnej uwagi na jakiś element.

A czy duchowość to jest miejsce dla osób niezwykle wprawionych? Czy to jest tak, że każdy chrześcijanin, każdy katolik szuka tej transcendencji? Czy to jest tylko coś takiego specjalnego? Bo duchowość czasem się łączy z jakimś mistrzostwem – tak się myśli – o prowadzeniu duchowym, komnatach i tak dalej.

Nie, to jest dla każdego człowieka i tak naprawdę każdy z nas ma jakąś duchowość. To nie jest tak, że żyjemy tylko na jakimś poziomie, nazwijmy to zewnętrznym (będziemy pewnie jeszcze wracać do tego tematu), ale kiedy mówimy o duchowości chrześcijańskiej opartej na Jezusie Chrystusie, to dwa podstawowe elementy to jest nasza codzienność i nasza cielesność, a w tym każdy człowiek bierze udział. I to jest tak naprawdę początek jego drogi do Boga.

Powiedz, wobec tego jakie, z twojej perspektywy, są w ogóle podstawy duchowości? Te filary, coś na czym my możemy się oprzeć, coś co pomaga nam w poszukiwaniu transcendencji.

Kiedy mówimy od strony teologicznej, która oczywiście później przekłada się na nasze codzienne życie, to są to dwie najważniejsze tajemnice związane z Jezusem Chrystusem, czyli wcielenie (to, że Bóg staje się człowiekiem) i zmartwychwstanie, czyli, to że nasze zakończenie cielesnego życia jest związane z obietnicą życia wiecznego. To jest ten element nadziei i też ten element, który przekracza tu i teraz, w którym obecnie żyjemy. I jeżeli mówimy o wcieleniu, to oczywiście pojawia się ponownie moment codzienności i cielesności i tego niezwykłego doświadczenia i dogmatu wiary, że Bóg stał się jednym z nas, że przeżywał nasze życie.

Ale jak to rozumiesz? Czy to znaczy, że skupienie się na tej tajemnicy jest momentem budowania naszej duchowości? Czy życie tą tajemnicą?
Zadam Ci to pytanie w inny sposób. Wyobraź sobie, że jestem chrześcijaninem, który właśnie zapisał się do Kościoła Katolickiego, o Jezusie Chrystusie wiem niewiele, przychodzę do Ciebie i mówię: mistrzu, powiedz, co mam robić.

Oczywiście trzeba by trochę poznać Ciebie w tej nowej sytuacji, ale najprościej powiedziałbym wtedy, że wszystko zaczyna się od momentu mojej wierności codzienności i temu, co do mnie należy. Tak żartobliwie, to nawet ostatnio przypomniał mi jeden z braci, że kiedy byłem prowincjałem lubiłem powtarzać takie określenie: co z tego, że ktoś pięknie mówi o życiu duchowym i o doświadczeniu wiary, jeżeli nie potrafi porządnie posprzątać toalety, która jest do wspólnego użytku i ma takie zadanie we wspólnocie. Więc właśnie to i-i, czyli tam gdzie pracuję, robię to solidnie, a to co jest związane z moim życiem modlitewnym: zapytałbym cię, jakie modlitwy są ci bliskie i w jaki sposób można to rozwijać. No i to, co w życiu Kościoła jest niezwykle ważne, to rozpoczęcie doświadczenia sakramentów. Powiedziałeś, że zapisałeś się do kościoła katolickiego: nie wiem, czy na razie do katechumenatu, czy już jesteś ochrzczony?

Załóżmy, że jestem ochrzczony, ale przez przypadek nie przeszedłem całej tej drogi katechumenalnej, nie wprowadzono mnie w tajemnice wiary.

Wprowadzenie w tajemnice wiary to jest bardzo ładne określenie. Mnie też chyba najbliższe, bo wprowadzenie oznacza, że jest moment, w którym wchodzimy razem i w tym jest też moment wspólnoty, bo w naszym doświadczeniu chrześcijańskim, naszej duchowości, moment wspólnoty, tej, która się razem modli, ale też razem służy innym, jest czymś niezwykle ważnym. Dlatego wprowadziłbym Cię do jakiejś wspólnoty, czy to wspólnoty parafialnej, czy to wspólnoty słuchającej słowa Bożego (to już byłaby kwestia do ustalenia), ale niewątpliwie: wprowadzenie w sakramenty i wprowadzenie we wspólnotę.

Ale powiedziałeś to pierwsze – tak mi te toalety zostały w głowie – że to wcielenie odbywa się jakby w codzienności i zwyczajności tej naszej rutyny dziennej.

Tak, dokładnie tak.

Chciałem cię dopytać, jak to widzisz w kontekście? Bo w naszym zakonnym kontekście to ja bardzo rozumiem, że to jest część naszego życia. Natomiast czy to jest tak, że jeżeli mama opiekuje się swoimi dziećmi, to znaczy, że realizuje tutaj jakiś level duchowości chrześcijańskiej, czy po prostu jest dobrą mamą?

To też jest element duchowości, bo jeżeli jesteśmy wewnątrz duchowości chrześcijańskiej, to ta mama opiekując się dziećmi, czy troszcząc się o rodzinę, tak naprawdę dalej żyje i rozwija sakrament małżeństwa. Zobacz – wracamy do sakramentów – że ten sakrament małżeństwa (to też jest bardzo piękne określenie) cały czas trwa i możemy go rozwijać, ale też możemy go ranić. I ten moment, w którym odwołujemy się do sakramentu małżeństwa, to: właśnie wpisuję, czy właśnie gotuję obiad, czy przygotowuję, sprzątam. To samo możemy powiedzieć o sakramencie kapłaństwa czy o naszej profesji zakonnej. Profesja to nie jest sakrament, ale to też jest coś czym mamy żyć na co dzień i wtedy nasze posłuszeństwo, nasze ubóstwo czy czystość, realizowane w codzienności jest dokładnie rozwijaniem, bądź niestety zwijaniem, naszego życia duchowego.

Powiedziałeś o tym wymiarze sakramentalnym, o życiu sakramentalnym: czy jakoś akcentowałbyś poszczególne sakramenty? Bo wydaje mi się, że trudno na przykład żyć na co dzień sakramentem namaszczenia chorych.

Wszystko zaczyna się od sakramentu chrztu i to też jest bardzo ciekawe, bo kiedy mówi się o naszej profesji zakonnej, to mówi się jak o dopełnieniu konsekracji chrzcielnej. Tak naprawdę wszyscy zaczynamy od chrztu, ale tym, co ma być źródłem i najważniejszym doświadczeniem jest Eucharystia i spowiedź. I możemy powiedzieć, że w pewnym sensie, to są sakramenty codziennego życia chrześcijańskiego. Pewnie, że nie mamy się spowiadać codziennie, ale na przykład codzienny rachunek sumienia jest też jakimś elementem związanym z naszą duchowością i z drogą do Pana Boga.

Zrozumiałam, że to byłby ten wymiar wcielenia, że cały czas mówiliśmy o tej części naszego doświadczenia, tej codzienności i zwyczajności. A element zmartwychwstania?

Element zmartwychwstania to jest przede wszystkim moment nadziei. To, co kiedyś, chyba w Evangelii Gaudium, napisał papież Franciszek, żebyśmy nigdy nie stracili nadziei w zmartwychwstanie. Ja dalej sobie o tym myślę, że nasza nadzieja na zmartwychwstanie jest też związana z codziennością, na przykład to, że nigdy nie spisujemy nikogo na straty, że mamy nadzieję na zmianę, że nie popadamy w rozpacz. Bardzo mi się kiedyś spodobało, to co powiedział ojciec Michał Zioło OCSO, że jeżeli Pan Jezus zmartwychwstał, to wszystko jest możliwe. To ten moment nadziei na nowe życie. Zmartwychwstanie w codzienności jest związane z tym, że umieramy pewnie przez grzech, umieramy w różnych naszych relacjach, czy w naszych zadaniach, a zarazem jest ten moment nadziei na zmartwychwstanie, także tu i teraz. Poza tym dodam, że piękne jest to, że jak teraz przeżywamy rok święty i spowiadam tutaj w Bazylice Santa Maria Maggiore, to mam to niezwykłe doświadczenie jak wiele osób przychodzi po wielu latach i to jest jakiś moment swoistego zmartwychwstania. Nawrócenie jako zmartwychwstanie.

A jak można pielęgnować w nas ten moment nadziei? W sensie: jak go nie zatracić? We współczesnym świecie mówi się tak bardzo dużo właśnie o rodzaju beznadziei. Nie chciałbym oczywiście utożsamiać z tym depresji czy stanów lękowych, ale w naszej codzienności jest bardzo dużo sytuacji nasiąkniętych bólem i cierpieniem, prawda?

Nie ma pewnie złotej reguły. To, co mi pomaga i czasami w rozmowach o tym mówię, czy właśnie zwłaszcza w sytuacjach, kiedy spotykam się z ludźmi, którzy jakby są na granicy, czy nawet czasami są już w pewnej beznadziei, takiej ciemności, używam takiej formuły, która także dla mnie miała i ma znaczenie, że przeszłości nie możemy zmienić. Jaka będzie przyszłość, to tak naprawdę nie wiemy, bo ona może się dla niektórych z nas skończyć i za chwilę. Mamy teraz, żeby w nim czynić dobrze, żeby żyć, żeby niejako krok po kroku przesuwać się w tym życiu, nawet w ciemności. Zdaję sobie sprawę, że w wielu kwestiach łatwo o tym mówić, a trudno z tym żyć, ale jeżeli właśnie mówimy o pielęgnowaniu nadziei, to to, że robię ten kolejny krok nawet w ciemności, trzymając się jakiegoś dobra, to jest też znak nadziei.

Zastanawiam się jak w ciemności utrzymać ten właściwy wektor, bo to chyba jest trudne, bo da się chyba jakoś robić kroki, ale jak mieć tę właściwą stronę?

Właśnie dlatego wspominam o doświadczeniu sakramentów. Wpisuje się w to też doświadczenie Bożego Słowa jako pewnych, nazwijmy to, ram tej drogi. Jeżeli się tego trzymam i tak naprawdę każdy z nas, kiedy wsłucha się też w swoje sumienie czy w to, co myśli, czy rozmyśla o tej codzienności, czy o tym, co przed nim staje, to jakoś ta codzienność też odkrywa to, co należy robić, do czego jesteśmy w danym momencie wezwani. I nasze powołania, w których jesteśmy, też wyznaczają konkretną drogę.

A gdzie tak naprawdę szukać takiego dobrego odniesienia w świecie? Bo nasz świat, on jest przepełniony wieloma różnymi – nie wiem, czy mogę tak powiedzieć – wartościami, czymś, co ludzie postrzegają jako dobro. Jest mnóstwo takich rzeczy. Jak w ogóle odkrywać ten moment? Próbuję dojść do swojego pytania i mam nadzieję, że je choć trochę rozumiesz.

Tak sobie myślę, że sprowadzajmy cały czas – to jest ważne i tego się trzymajmy – do pewnej duchowości chrześcijańskiej. Bo ja nie wykluczam, ja wiem, że też jest tak, że ludzie w różnych innych religiach mają swoje doświadczenie, swoją drogę, bardzo często zewnętrznie patrząc, równie piękną i głęboką, czy też osoby, którzy niekoniecznie są wierzące, ale na przykład prowadzą pogłębione życie wewnętrzne związane z poszukiwaniami, czy to będzie w sztuce, w literaturze, czy też w tradycjach religijnych bez zaangażowania się. Ale kiedy mówimy o duchowości chrześcijańskiej i tego się trzymamy, to powiedziałbym trochę po dominikańsku, że tym, co nas kształtuje jest wspólnota, a w tej wspólnocie myślę też o liturgii, o wspólnej modlitwie i myśleniu (mówi się o dobrej teologii, ale rozszerzmy to na myślenie), że te dwa elementy: mój udział w jakiejś wspólnocie, także sakramentalnej, modlitewnej i myślenie mogą stanowić moment dokładnego odnajdywania się w tej rzeczywistości, w jakiej żyję, która wcale nie musi być przyjazna chrześcijaństwu czy mojej wierze.

A jak definiujesz to myślenie? Bardziej to sobie rysujesz jako studium, czytanie książek, pogłębianie wiedzy religijnej, czy moment kontemplacji, zastanowienia się?

Myślę, że to jest bardzo indywidualna kwestia, bo dla kogoś będzie to studium teologiczne czy filozoficzne, dobra literatura, dobry tygodnik, który daje mi materiał do rozmyślania o współczesnym świecie, o moim życiu, jeżeli chcę odpowiedzieć na to jako chrześcijanin, tak że daje to jakąś okazję do myślenia, ale też myślę w tym myśleniu o różnych naszych codziennych decyzjach, które podejmujemy bądź nie podejmujemy, bo w tym też jest element [myślenia]. Najgorsza decyzja to jest nie podejmowanie decyzji, bądź jakaś bezmyślność, że jakoś to tam idzie. Jak byłem w szkole średniej czy w podstawowej i coś mi nie wyszło, to mówiłem mojemu tacie: no ale wiesz, ja myślałem. I tata mi odpowiadał: no tak, myślenie w twoim przypadku ma przyszłość. Więc to myślenie, można powiedzieć, w naszym przypadku ma zawsze przyszłość i chociaż przez wiele lat na rekolekcjach lubiłem powtarzać to, co zobaczyłem na jednym bloku w Wałbrzychu: „Ludzie myślcie, to nie boli”, to po czasie muszę stwierdzić, że myślenie boli, oj boli, ale to jest ten element też kształtujący nas i dokładnie prowadzący do głębszego zrozumienia siebie i rzeczywistości i też do próby odpowiedzi na to. Zresztą, jak powtarzam: mamy rozum po to, żeby go używać.

To bardzo ciekawe, co mówisz, bo to jest też ten moment wprowadzenia czy widzenia naszej codzienności i naszego chrześcijaństwa w całości, w takim realu, doświadczenia i próby poszukiwania odpowiedzi, chociaż zawsze się zastanawiam, czy to jest tak, że potrzebujemy na to myślenie konkretnego czasu? Pewnie odpowiesz mi, że to trochę zależy od tego, kto jakim jest człowiekiem.
A z drugiej strony myślę sobie: czy nie jest konieczne jakieś zatrzymanie się, żeby spróbować popatrzeć, gdzieś się wychylić, zadać sobie trudne pytania? My w biegu podejmujemy dużo decyzji i nasz mózg jakby wspiera takie działanie, ale czy nie jest tak, że trzeba się zatrzymać przy pytaniu się o kwestie ostateczne, o transcendencję, o Pana Boga?

Zdecydowanie tak i myślę, że ta pokusa, czy też niebezpieczeństwo współczesnego świata, który nas ciągle, że tak powiem, popycha do robienia czegoś, czy do sprawdzania, że tu trzeba coś zrobić i tam też, popycha do zamętu i pośpiechu – domaga się wręcz momentów ciszy i spokoju i skupienia się w tym naszym myśleniu.
Ja sam dla siebie robię takie dwa rodzaje czegoś takiego: Jedno – o tym przeczytałem kiedyś u Darka Dumy w jego felietonach we „W drodze” – to takie 15 minut, w których próbuję zebrać sobie ten dzień czy ostatni okres, i nawet z kartką zapisać jakieś myśli, czy wyciągnięcie jakichś wniosków, czy przyjrzenie się. I to nazywam sobie trochę takim rozproszonym rozmyślaniem, to co zbieram z tego czasu. A druga rzecz, kiedy na przykład jest jakiś bardzo konkretny temat, np. jest artykuł do napisania, to wtedy skupiam się tylko na tym jednym, to próbując zgłębić. Niekoniecznie musi mieć to odniesienie z moim obecnym życiem czy z codziennością, natomiast jest to moment myślenia i moment zgłębienia jakiejś prawdy. To nie musi być kwestia teologii. Czasami może być to pytanie nawet z dziedziny polityki, kiedy coś się dzieje, że myślę i szukam na to odpowiedzi i wtedy dajemy sobie np. godzinę, jeżeli możemy, czy pół godziny i się zajmujemy tym jednym tematem, nie pozwalając sobie na skojarzenia (co chętnie nasz rozum też robi), gdzie nagle okazuje się, że wychodzimy od jednego tematu, przeszliśmy trzy inne i lądujemy na innym kontynencie.

Nawet przed nagraniem – trochę zdradzę tutaj background – mówiłem Krzysztofowi, żeby powyłączał wszystkie okienka, które mogą wyskakiwać, robić jakieś dźwięki i psuć nagranie, a Krzysztof powiedział: przecież ja mam wszystkie wyłączone, bo one mnie rozpraszają w pracy, więc coś jest na rzeczy. Ale czy to jest tak, że siadasz sobie codziennie na te 15 minut? Tego jestem ciekawy….

Nie, nie udaje się, choć próbuję. Jest jeszcze jedno bardzo ważne słowo w tym kontekście, o którym rozmawiamy, bardzo mi bliskie: pewna dyscyplina. Lubię to słowo dlatego, że ono jest też rdzeniem dla discipulus, czy dla ucznia (z łaciny), i oznacza, że ciągle się uczymy. Ważne jest też, że nie należy się trzymać schematów, bo to, co kiedyś było nam pomocne, nie musi być pomocne teraz, szuka się jakby innych sposobów. Ponieważ piszę artykuły dla miesięcznika „W drodze”, to jest to taki moment, który mi bardzo pomaga w skupieniu i w wykorzystaniu takiego czasu do rozważania. Te piętnaście minut wraca częściej wtedy, kiedy jakby czuję w sobie, że jest za dużo zamętu, tych wszystkich rzeczy, czy jest jakiś pośpiech, że koniecznie trzeba się wyłączyć i spróbować pozbierać, czy trochę uporządkować ten chaos, który się może w codzienność wkraść, ale z takim też przeświadczeniem, że my tej rzeczywistości nigdy do końca nie uporządkujemy i też trzeba się z tym zgodzić.

Nie masz takiego przekonania, że ta zgoda na to, że rzeczywistość jest nieuporządkowana i będzie nieuporządkowana często jest trudna?

Myślę, że dużo trudniejszym doświadczeniem jest frustracja z powodu tego, że wydaje ci się, że rzeczywistość powinna być uporządkowana, a ciągle ci się wymyka. Bądź też rodząca się wtedy złość czy agresja, że wszystko było świetnie zaplanowane, a tu ktoś puka i mówi: słuchaj, trzeba zrobić zakupy. Więc bardziej wolę myśleć o takiej sytuacji, w której akceptuję tą rzeczywistość i czasami jej niespodziewalność, niż to, że miałbym próbować to całkowicie uporządkować. No bo trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że rzeczywistość także mojego życia nie jest do uporządkowania, w sensie do takiego ogarnięcia w całości. Są takie momenty, w których np. potrzebuję dwóch godzin na zrobienie czegoś, wyłączam wszystko, zamykam się i muszę to zrobić. Wtedy to jest mój sposób uporządkowania rzeczywistości na te dwie godziny. Teraz też zamknąłem się tutaj, wyłączyłem telefony, bo mamy właśnie coś do zrobienia. Ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, że kiedy skończymy, czy ktoś nie przyjdzie, nie zapuka i nie powie, że trzeba coś teraz koniecznie zrobić. No w porządku.

Spróbujmy to uporządkować, Krzysztofie, bo mówimy dzisiaj o filarach duchowości i w sumie powiedziałeś – koryguj mnie, czy dobrze zapamiętałem – że pierwszą taką rzeczywistością jest nasza codzienność. To jest myślenie o wcieleniu, że Jezus się wcielił, że ta codzienność, w której my jesteśmy, spełnienie naszych zadań, to w czym jesteśmy, to jest jeden z takich podstawowych elementów dobrej duchowości. Drugi to jest nadzieja, czyli trochę wychylenia na zewnątrz z takim przekonaniem i pewnością, że Bóg przekracza wszystko. Kolejna rzecz to życie sakramentami, w szczególności tymi najbardziej danymi w codzienności: sakramentem Eucharystii i sakramentem pokuty i pojednania. No i na to wszystko nakłada się prowadzenie przez Słowo Boże, myślenie i studium.

Władnie tak. Lepiej bym tego nie zrobił. Jeszcze dopowiem, bo to też zbiera trochę, czy też porządkuje, takie jedno określenie…..

Czy ono będzie po chińsku?

Nie, nie, nie. Ono pochodzi od francuskiego jezuity z przełomu XVIII i XIX wieku, Jean-Pierre de Caussade, który pisał o sakramencie chwili obecnej. Bardzo lubię to określenie, bo ono jakby zbiera to, co przed chwilą powiedziałeś i o czym rozmawialiśmy i pokazuje znaczenie każdej chwili, że ona ma w sobie coś z sakramentu, czyli z tej najprostszej definicji sakramentu, że jest to widzialny znak niewidzialnej łaski. Czyli, że ten moment, który mamy teraz, który teraz przeżywamy, ma w sobie coś z sakramentu i stąd jest to znaczenie każdej chwili naszego życia: tego mojego mówienia o codzienności czy tego, co mamy do zrobienia. Wracając do tej toalety, o której mówiliśmy, czy też gotowania obiadu w domu…

… opiekowania się dziećmi czy chodzenia do pracy.

Dokładnie, wszystkiego tego, co robię w danym momencie. Jeżeli robię to z całym oddaniem i skupieniem – nie doszukujmy się w tym żadnych duchowych ćwiczeń – a nie myślę, że ojej, mógłbym teraz wysłuchać jakiejś świetnej konferencji albo spędzić czas w kaplicy. Nie, teraz mam do dobrego zrobienia to, co w tym momencie robię: gotuję obiad, sprzątam, idę z dziećmi na spacer. To są też momenty pewnej akceptacji tej rzeczywistości, jaka jest, a nie, że – jakby odwracając trochę – ktoś siedzi, przegląda, czy scrolluje telefon, a za ścianą dziecko woła, że chce się z nim pobawić. To też jest wyraźny sygnał, że tracę czas, który mogę znacznie lepiej wykorzystać.

No a jakbyś miał inne porównanie: nie scrolluję ekranu na TikToku, tylko słucham jakiejś pobożnej konferencji.

We właściwie wszystkich znanych mi tekstach duchowości i tradycjach mówi się o tym, że jeżeli tego wymaga miłość bliźniego, to te nasze, własne przeżywanie należy zostawić i zająć się bliźnim.

Krzysztofie, bardzo Ci dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie.

Ja również dziękuję.

Dzięki wielkie.

About the author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *